photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 9 CZERWCA 2013

Kilka słów o mnie

Miałam 12 lat, kiedy pierwszy raz sięgnęłam po maszynkę. To było żałosne. Sądziłam, że rozstanie z chłopakiem jest najgorszą rzeczą, jaka może mnie spotkać. Nie była. Z perspektywy czasu widze, jakie dziecinne i nierozważne było moje zachowanie. Z początku kilka szram. Dlaczego? Chyba z nadmiaru wolnego czasu. Później stało się to dobrym powodem na rozładowanie problemów, jakie z czasem się pojawiały. Jakaś kłótnia, jakis dół, jakieś niepowodzenie. Osobisty koniec świata, który był początkiem dorastania. Uważałam się za wielce uzależnioną podczas gdy bezproblemu mogłam z tego wyjść. Użalałam się nad sobą, co nie przynosiło dobrych skutków w przyszłości. Problem był we mnie, nie w otoczeniu. Czy ja byłam problemem? Z pewnością dla siebie. Dziwne jest nie widzieć sensu życia w wieku 12-13 lat, myślec zbyt intensywnie i snuć teorie na temat przyszłości. W gimnazjum wiele się zmieniło. Po pierwsze rodzice dowiedzieli się o moim domniemanym uzależnieniu. Prucz tego dokładnie zaczęłam analizowac siebie i swój pogląd na świat. Zadawałam sobie pytania: kim jestem? Jaka jestem? Kim chce być? Szukałam siebie gubiąc się w całości. Rzeczy, które teraz są dla mnie zwykłą codziennością i nauczyłam się z nich śmiać (a nie analizować), wcześniej były zamkiem bez wyjścia.  Nie potrafiłam okreslić swojego uczucia do przyjaciółki. Pytania: czy jestem lesbijką? Były na porządku dziennym.  Karzda kłótnia z nią była dla mnie tragedią po której nie zaczęłam sięgac po maszynkę, ale po tabletki. Zagubiona 13 latka pośród paracetamolu i naproxenu. Litości. Wyjazd do sanatorium pomógł mi nabrac sił i rozwiązać swoje problemy. Pierwsza lekcja jaką dostałam brzmiała: Wszystko da się rozwiązać Wakacje były czasem, który zbliżył mnie i Marysię do siebie. Nie sprawiało to jednak, że miałam lepsze samopoczucie. Każdy dzień był nowym dołem. Z jakiego powodu? Nie pytajcie, nie wiem. Często wspomnienia pijanego taty nie dawały mi spać. Awantury ojca i matki ściągały sen z powiek.  Była łazienka, bez maszynki, już z żyletką. Cięcia przestały być powieszchowne. Odznaczały się coraz większa ilością krwi, bolu i lez. Do tej pory pytam siebie-po co? Czułam się w nicości, czułam się chora. Cały świat się śmial, tlyko ja nie widziałam sensu w każdej z kolejnych chwil. Dlaczego?  Rodzice bardzo się o mnie bali. Jestem ich jedyna pociechą, oczkiem w głowie. Trzy razy odwiedziłam psychologów od których miałam skierowanie do psychiatry. Wciąż te wątki nie mobilizowaly mnie do tego, aby się podnieść i wziąć życie w swoje ręce.  Poznałam chłopaka. O tak, to było coś. Wiecie, dla mnie życie bez dołów było czyms, czego wcześniej nie potrafiłam osiągnąc. Każdorazowo jednak, kiedy go nie było, świat przestawał być tak kolorowy. W któryms momencie moje doło, które pojawiły się po 3 mieisącach związku (po tym jak wyjechał na obów) zawarzyły nad naszą dalsza znajomością. Ostatnie dwa miesiące związku były zwykła obłudą . Ile ja wtedy mialam? A tak, 15 wiosen. Możecie sobie wyobrazić, niejedynch może przeszedł dreszcz, jak pesymistk aporadziła sobie z takim ciosem. Nie śmiej się. Dla mnie to był koniec wszystkiego, w co wierzyłam. W tym czasie maszynka coraz bardziej zaczeła odchodzic w kąt. Zaczełam rozumieć, że poskromiła we mnie jeszcze większy smutek i nienawiść do życia. Pojawil się ktoś przelotnie. Trudne było maskowanie blizn i wyjawianie mrocznych sekretów z zycia. Moje oceny spadały na najniższy próg chociaż do niedawna byłam jedną z najlepszych uczennic. Dopiero 2,5 miesiąca temu powiedziałam sobie DOŚĆ!  -Nadia? Pamiętasz, jak przyjechał z obozu? Zdradził Cię, ze mną. Nie byłam jedyna. Miał jeszcze wiele innych. Wybacz mi. Chociaż przez pierwsze dni usmiech nie pojawiał się na mojej twarzy a łzy komponowały się z chusteczką, wstłam. Bo muszę mu udowodnić jaka jestem silna. Udowodnić Wam i sobie, że jestem kimś. Bo podobno nie wazne ile razy upadamy, ale ile razy się podnosimy. Odnalazłam ludzi, którzy akceptują mnie taką, jaka jestem, bez względu na wszystko są ze mną i wspierają w każdej decyzji.  Wystarczyło trochę chęci, abym z ocen dostatecznych i kilku dobrych przesżła na same dobre i bardzo dobre. Abym miała na tyle sił aby powiedzieć nie tabletką a przede wszystkim żyletce. Nie mówie, że z tego wyszłam. Od czasu do czasu przegrywam bitwę, ale nie zważam na te porażki. Teraz problemy stały się dla mnie mobilizacją, nie przeszkodą.  Kilka dni temu zmarł mój tata, chociaż za pare dni sa święta.  Byłam przy tym, jak ode mnie odchodzi. Z zamkniętymi oczami, nieoddychający, lekko się uśmiechał. Ostatnimi wdechami wpuszczałam w jegu pluca tlen, sąsiad uciskał jego serce. Walczyłam o niego tak samo, jak on walczył o mnie kilka lat temu.  Teraz apeluję do wszystkich, którzy wciąż walczą i nie widza sensu życia. Walczcie! Warto. Śmierć w waszych słowach jest całkiem inna niż w rzeczywistości. A świat? On zawsze był zły. Miłośc bywa fałszywa a szkoła dobijająca. Prawdziwa przyjaźń i wasza siła może was podnieść. Pokaż, jaki/a jesteś silny/a. Realizuj się, spęłniaj i wierz w kolejny przemijający dzień.  Nie żaluj blizn. One są Twoja historią, która ma Ci pokazac, czego nie robić, jakich blędów nie popęłniać. Dziewczyna/ chłopak- rzecz nabyta.Nie ważne czy masz blizny czy nie bo miłość jest bezwarunkowa.

Pozdrawiam, Madzik

 

mail:[email protected]

telefon: 515-782-597

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika zniewoleni.