Witam kochane gwiazdeczki!
Co do dzisiejszego dnia... No cóż. Jadłam jak zawsze. Nie jestem z siebie zadowolona. Mam ochotę się powiesić.
BILANS
śniadanie: jedna kajzerka z sałatką warzywną,
obiad: jeden ziemniaczek z łyżką surówki,
kolacja: trzy łyżki Cezara.
Zabijcie mnie! I co teraz? Boję się, że tak będzie cały czas... Będę pieprzyła głupoty o tym, jak będę starała trzymać się z dala od jedzenia, słodyczy, słodkich napojów, skoro wyłączam komputer, idę do kuchni i sięgam do lodówki po zimną Colę? Bezsens, totalny bezsens! Na plus mogę zaliczyć tylko dzisiejsze spotkanie z Damianem. Pomijając to, że wybraliśmy się na rajd i zakopaliśmy się w błocie tak, że koła były w powietrzu, a samochód utrzymywał się tylko na wielkim, wystającym kamieniu ocierającym o spód auta. Na szczęście sytuacja opanowana. Czekaliśmy na mrozie aż dwie godziny. Nagle nadjechała pomoc ze strony pewnego, starszego i w dodatku trochę wypitego pana mieszkającego nieopodal ''błotnej krainy'' pełnej niespodzianek. No i podarłam moje kochane rękawiczki. Złapałam się płotu z odstającymi, drucianymi kolcami z zamiarem ''zsunięcia'' się po błotnistej górce. Jutro już Wtorek. Jeszcze tylko niecały tydzień i znów bieganie na 8:00 do szkoły. Beznadziejnie.
A teraz idę na spacer z psem. Wrócę i kładę się spać. Dobranoc!