Każdy z nas ma marzenia, nawet wiele. Różnego rodzaju, marzenia dotyczące danej chwili, zachcianki, życiowe cele, pragnienia. Jest jeszcze taka bardzo ciekawa kategoria marzeń... Ja nazwywam je "poprzeczką". Takie nierealne marzenia, takie, które nie mogą się spełnić, ale są pewnym wyznacznikiem tego, co nazywamy przesadnym szczęściem. Czasem siedzimy sobie ze znajomymi i pytają nas "o czym marzysz?", a my odpowiadamy "chciałbym żyć pięćset lat temu i mieć winnicę w Toskanii" i to jest właśnie takie marzenie.
Nigdy się nie spełni i nie cierpimy z tego powodu...
Lecz...
Co, jeśli się spełni? Jeśli zaistnieje chociażby szansa spełnienia tego marzenia, jeśli zaistnieje droga do spełnienia go? Co człowiek czuje w taki momencie?
Powiem Wam, co człowiek czuje w takiej sytuacji. Szczęście, bo porażka przestaje istnieć. Bo okazało się, że dostajemy szansę, by zrozumieć, czym jest rzeczywiste szczęście.
Jest nim mówienie "Marzę o tym, by było tak samo, jak jest teraz".