To było ciepłe lato. Najpierw namieszała mu w głowie, ze niby tylko przyjaciółka. Potem zakochali sie w sobie. Noce nie przespane i dnie roześmiane. Tak, tylko wspomnienia zostały. Kiedy pierwszy raz ja spotkał, nie wiedział tego wszystkiego, ale gdyby wiedział na pewno nie odwrócił by sie, ani nie odszedł. Planowali przyszłość. Zawsze wiedział, ze ma jakąś tajemnice, ale po co o nią pytać? Kiedy przyjdzie czas sama mu o niej powie. I powiedziała. Właśnie tego dnia kiedy on chciał włożyć jej pierścionek na palec. Powiedziała "Chciałam ci powiedzieć wcześniej, ale nie umiałam bo niby jak miałam to zrobić? Powiedzieć Dzień dobry, dziś odchodzę? Chociaż może tak byłoby najlepiej, ale przecież nie mogę ci tego zrobić za mocno cię kocham. Wiesz, pamiętasz jak pytałeś dlaczego nie mam przyjaciół, ani nie zawieram znajomości? Mam raka. Niedługo umrę. Nic sie nie da zrobić. Miałam odejść wcześniej, ale nie umiałam. Wiem ze jest ci teraz smutno i jesteś na mnie zły, ale zrozum...". Potem był ślub. Jednak zrozumiał. A po ślubie? Szpital, a potem jej śmierć. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego mu nie powiedziała wcześniej? Niby rozumiał, a jednak nie. Tak ja kochał, a ona odeszła. Czasem marzy ze podchodzi do niego i mówi "Dzień dobry, dzisiaj odchodzę..", a potem on ja odnajduje i są na zawsze razem...