nie wiem gdzie uciekać, a jestem scigana, osaczana, nadmiar presji ze wszystkich stron. nie mam gdzie uciekać, nie mam gdzie sie schować a bieg przed siebie juz meczy. nie mam gdzie uciekac kazdy kierunek stwarza nowe zagrozenie nowa niespodzianke i przykre konsekwencje. nie mam gdzie uciekac bo to co bylo pozostawilam za soba i nic juz nie moze byc takie jak wczesniej jest tylko nowosc do ktorej musze przywyknac ktora musze oswoic i zrozumiec nagiac w swoich oczach tak zeby byla akceptowalna odpoczac i znow uciekac gdy przestanie byc bezpiecznie. az skoncza sie na ziemi miejsca w ktore moglabym uciec.
(mam szuflade niewyslanych listow i niewypowiedzianych slow, nieuporzadkowanych wspomnien pelnych smutku i szczerosci. kiedys ktos je przeczyta i pokocha tak mocno jak ja, zobaczy ze sa najpiekniejsze.)
nie mam sily. bardzo.
i tak bardzo nie panuje nad soba. smutek wykrzywia mi twarz i rzeczywistosc. i wszyscy ludzie tak bardzo niechciani, tak bardzo tutaj gdzie ich nie chce, w zasiegu wzroku. na wszystko automatycznie reaguje niechecia i strachem i lzami i wiem ze nie dam rady sie obronic brzed nimi przed sama soba. swiat nieznosny. nowosc - bywam zla i niezadowolona, nie zawsze juz mi obojetnie (ale to tez reakcja obronna to tez tylko strach)
bardzo nieobecna nienamiejscu nie jestem pewna co robie gdzie jestem po co mnostwo elementarnych pytan
odlecialas, skarbie, odlecialas.
(powracanie do jednego niezachwianego wspomnienia, lubie sobie przypominac ze bywa cos takiego jak szczescie)
spokojnie, niedlugo wszystko sie skonczy. tak na dobre, prawda?