Dzisiaj przyśnił mi się photoblog ;). Był to główny asumpt, który pociągnął mnie do powrotu tutaj z nieco dłuższą, koszmarnie długą notką w temacie:
Nadeszła era linienia :/
Na śmierć zapomniałam, że posiadanie futrzastego szczekającego zwierzaka, łączy się z codziennym odkurzaniem martwych kłaków zgubionych podczas tego właśnie nadzwyczaj frustrującego okresu. Reksio zaczął linieć na maksa, o czym świadczą kłęby białej sierści walającej się po kątach pokoju; w pobliżu grzejnika, koło koszyków z prasą, w jego klatce, w jego szczotce, oczywiście, a także przy spoczywającym aktualnie na podłodze Playstation 2- i jeśli chodzi o to ostatnie, to nie, Reksio ostatnimi czasy nie korzystał z konsoli ;). Zapomniałabym dodać, że nadzwyczaj irytujące jest to, iż przede wszystkim to moje i B. ciuchy mogłyby ze spokojnym sumieniem rywalizować z Reksiem o status Jack Russella ;). Można by powiedzieć wtedy: "to nie brać psa na ręce!". Ale kiedy ja nie potrafię! Nie wyobrażam sobie, nie... nie mogłabym.
Mnie także włosy jeżą się na głowie i kończynach, jak tylko pomyślę sobie, ile to gubienie sierści jeszcze potrwa... ;). Niemniej, codzienne wyławianie kłaków z ust przy jedzeniu staje się już chorobliwie frustrujące. Dodatkowo, codzienna egzystencja w takich warunkach wygląda tak: nakładam nożem masło na kanapkę- ściągam kłaki, zalewam herbatę- wyławiam z niej kłaki, wyjmuję czystą łyżeczkę z suszarki na sztućce- zbieram z niej kłaki i... tak do orzygania ;). Swoją drogą, Reksio to nieraz taki moron, że nie ma oporów przed degustowaniem własnym włosów! Widzi jakiś turlający się pod wpływem przeciągu biało-rudy kłębek na podłodze, rzuca się na niego z entuzjazmem i przysiada do konsumpcji, przeżuwając jak koza. Choć, nie przeczę, jego mina pozostawia wtenczas wiele do życzenia ;). Coś a la: "bleh, jakie to brzydkie- ale, jak mawiała babuszka, jak dają to trzeba brać!". Swoją drogą, szczenięta już chyba mają to do siebie, że zżerają wszystko, co napotkają na drodze, nawet, jak napisałam, własne włosy. Reksio, notabene, uwielbia także przysiadać do degustacji szczotki klozetowej (jak przypadkiem wślizgnie się bez mojej zgody do łazienki), śmieci, kawałków ziemi z trawą, a także wszelakich nadgryzionych owoców porzuconych gdzieś okrutnie przez właścicieli w parku. Obrzydlistwo, yuck ;).
Odbiegając nieco od kwestii liniejąco-degustacyjnej ;), a wracając do wychowawczej. Ostatnio, ja i mój B., jako właściciele psa, odkryliśmy coś absolutnie fantastycznego na naszego huncwota. Najpierw wyjaśnię Wam, że chcieliśmy za wszelką cenę oduczyć Reksia skakania po ludziach oraz grzebania po śmietnikach (oj, jest tego jeszcze więcej ;) ). W grę, przyznaję, w ramach wychowania wchodziła zrolowana gazeta, którą delikatnie zdarzało nam się trzasnąć młodego- ot, symbolicznie i bezboleśnie. To, jak się okazało, zupełnie na niego nie działało ani nie działa do tej pory. Po dwóch, trzech takich klapsach, Reksio dalej ciekawsko pchał pychol do śmietnika i wskakiwał na naszą współlokatorkę. Na szczęście trafiliśmy ostatnio na specyfik zwany Pet Corrector (ponowne podziękowania, doktorze Mugford). Nie wiem, czy jest dostępny w Polsce, ale mówię Wam- to jest fe-no-me-nal-ne! Jest to porcja skompresowanego powietrza (dla zwierzaków!) zawartego w aerozolu. Coś wyglądającego jak dezodorant albo- jak to ostatnio zauważyłam- wielka pasta Colgate ;).
http://www.barkcorrector.com/files/2302574/uploaded/Pet%20CorrectorHR.jpg
Gdy tylko psiak zaczyna, powiedzmy, kraść jedzenie, skakać, czy żebrać przy stole, wystarczy jedno psiknięcie, a staje się łagodny jak baranek. Wczoraj, gdy wróciliśmy z B. z miasta, a młody zaczął dokazywać, fanga powietrzna momentalnie pofrunęła w jego stronę ;). Nie muszę chyba pisać, jaka była reakcja? ;) Reksio zmrużył ślepia, podkulił ogon, po czym nazwany dobrym pieskiem (w końcu przestał broić, prawda?), z wybitnym fochem uciekł na drugi koniec kuchni ;). Dźwięk rozyplanego powietrza jest tak potwornie głośny i irytujący, że nie dziwota, iż psa wysyła na orbitę. Co ciekawe, Pet Corrector działa błyskawicznie. Na pewnym forum wyczytałam, że pewien właściciel dwóch WHWT nauczył swoich huncwotów posłuszeństwa i dobrego zachowania tylko w 2 dni! To się nazywa szybki efekt, niahaha ;>. Spoko wodza- na psa rozpylacz na wodę, jak w przypadku kota, nie podziała. Pieski kochają spijać wodę ;). Rozpylacz byłby dla niego idealną zabawką.
Zatem, apeluję tutaj w specjalności do photoladybug, która niedługo będzie miała szczeniaka, że warto zaopatrzyć się w to cudo. Really, really! :)
I dla ciekawostki powiem, że Reksio nauczył się nowej komendy- pokłon :). Kłania się jak książę. Mam nadzieję, że niebawem znów uda mi się go nagrać i pokazać.
Pozdrawiam!