Hasiu Stasiu :D
Nasz pasażer na gapę z psiego obozu. Historia dość długa i zawiła, w skrócie to przyczłapało toto za mną i Bafi z plaży i za bardzo odczepić się nie chciało. Napoiliśmy, nakarmiliśmy,wymizialiśmy i już totalna klapa. Spał pod naszym domkiem. następnego dnia z Prezesem odszukaliśmy "właściciela", który z brakiem entuzjazmu zapakował psa na kolczatce do domu. Następnego dnia pies już chlipał wodę pod naszym domkiem. Kolejny raz odwieźliśmy go prawie na sygnale Rką. Właściciel prawie zesrał się w portki. Pies znów wrócił. No i za trzecim razem szanowny pan w końcu kazał nam go zabrać, ładnie spisaliśmy umowę adopcyjną i psiak po tygodniu u nas w domu, wczoraj w końcu pojechał do docelowego właściciela- Wojtka. Ale wszystko zostaje w rodzinie- na szczęście, bo raczej nie nadaje się na tymczasy. za bardzo się przywiązuję.W sobotę nawet razem na wood pojechaliśmy, psiak spisywal się na medal :)
BTW. choć tylko 1 dzień, wódstok (po 2letniej przerwie) uważam za zaliczony. Piwo było, koncert był, żarcie Kryszny było i o dziwo rzyganie całą drogę powrotną było. Spotkanie starych znajomych. W między czasie Łukasz smsowo wdał się w wspomnienia z 2004 i już w ogóle totalnie pochłonęła mnie ta niesamowita atmosfera innego światka. A na koniec prawie-paw we wspominany rów z płotem. Brud, kurz, tłumy- chyba już trochę wyrosłam, ale w przyszłym roku jedziemy na dłużej.