tak bardzo mocno zawiedzione zaufanie.
tak bardzo liczyłam na szczerość.
na namiastkę przyjaźni tej prawdziwej.
na cokolwiek już w zasadzie.
po latach umierania z samotności.
wydawało mi sie że wreszcie.
wreszcie znalazłam swoje miejsce.
a jednak. trzy miesiące.
tyle trwał mój wyimaginowany świat.
radość przez łzy, ale jednak nie samotna.
trzy miesiące. tych kilkadziesiąt dni.
obróciło się w martwy pył cztery dni temu.
nie mam nic. wykorzystana do cna.
do samego dna serca, wybrana do zera.
jestem ponownie niczym.
zdeptane zaufanie, przelane łzy.
nie podejrzewałam siebie o to.
że będę wyć przez taką osobę.
rzeczywistość się na mnie mści.
chociaż nie zrobiłam jej nic konkrentego.
dostaję pierdolnięciem w samo serce.
nie chcę sie otrząsnąć z tego uczucia.
wolę tkwić masohistycznie w bólu.
w zawiedzionym zaufaniu.
w kompletnym wykorzystaniu.
w byciu zużytą husteczką.
w nie-byciu.
umieram każdego dnia.
pogrążam się sama przed sobą.
chcę porozmawiać z kimś o wszystkim.
kimś, kto nie będzie mnie oceniał za błędy.
tylko wysłucha i przytuli po wylanych łzach.
kto zrozumie.
nie ma nikogo.
/jestem mistrzem rozpierdalania sobie znajomości z ludźmi, nawet tymi pozornie bliskimi.