zastanawiam się, ile ja zła życiu narobiłam, że jest tak jak jest. bo przez ostatni czas to ja tylko oddycham to czemu to się dzieję na okrągło? kiedy to cholerne koło się zatrzyma, za każdym razem zrzuca mnie coraz brutalniej, za chwile już nie wejdę spowrotem.
a jeśli to ma sie nie skończyć to jak długo wytrzymam? czy przyzwyczaję się? a może nie?