Usiądę przy stole, a 10 par oczu będzie udawało, że wcale mnie nie obserwuje. Nabiorę na talerz to, na co będę miała ochotę. Będę się uśmiechać, prawdziwie uśmiechać. Będzie pięknie.
Czuję taką siłę, że w końcu mogę wyzdrowieć. Przed wczoraj czułam się tak, jakby nastąpił jakiś przełom. Po co mi kości? Po co mi oznaki, że mam anoreksję? Nie chcę jej. Chcę się jej pozbyć.
Jestem jej wdzięczna, za to, że pozwoliła mi unikać problemów, ta wdzięczność jest bardzo dziwna. Ale czuję, że jestem w stanie sama zmierzyć się z tęsknotą za Babcią. Dalej bardzo mi jej brakuje, dalej bardzo cierpię. Ale absolutnie nie chcę się znowu oddawać chorobie.
Chcę się akceptować, a nie tylko tolerować. Koniec z trzymaniem się sztywnych pór posiłków, koniec ze schematami i jedzeniem, mimo że wcale mi się akurat nie chce, lub niejedzeniem, kiedy jestem bardzo głodna. Koniec z wyzywaniem się od dziwek. Koniec znajomości z xenną i sensem. Czas pożegnać się z regułami anoreksji.
Teraz będzie Dagmara. Nigdy w 100%, ale chcę być zdrowa. I nie dagmara. Będzie prawdziwa Dagmara, która da radę.
Czas się pokochać. Czas być sobą, szczęśliwą sobą. To jest ten czas, kiedy muszę zapomnieć o kościach, o cyferkach na wadze, o oszukiwaniu samej siebie. To jest właśnie ten przełom, kiedy czuję, że mogę wygrać.
Będę Was odwiedzać, na pewno. Ale ogólnie zrywam z pisaniem tutaj. Pewnie i tak nikt tego wszystkiego nie czyta, chyba bardziej symbolicznie dla siebie to wszystko pisałam. Jeśli którać potrzebuje wsparcia, lub po prostu zwykłego popisania, niech piszę na PM, a ja z chęcią wymienię się jakimś kontaktem. ;)
Trzymajcie się kochane i nie dajcie się zjeść tej dziwce, któa siedzi u Was w głowie. Nie zatraćcie siebie. Bo z tego nie da się wyjść całkowicie, można przyciszyć głosy i bardzo mocno z nimi walczyć. Przez fotobloga nawiązałałam dużo kontaktów ze świetnymi dziewczynami. Dziękuję Wam za wszystko. Bądźcie sobą, nie chorobą.