photoblog.pl
Załóż konto

Poprzednia część tam --->> https://www.photoblog.pl/wyspynonsensu/175977967

 

Wstałem tak jak planowałem, pora dla mnie nikczemna, po siódmej. Rano działam jeszcze wolniej niż zazwyczaj. Wychodzę na fajkę, bo w pokoju jarać nie wolno, z resztą i tak nie lubię, bo co to za przyjemność przebywać w zakopconym pomieszczeniu.
"Deszcz pada, napierdala."
Sprawdzam prognozę pogody, za około dwie godziny ma przestać. Zastanawiam się - zarzucać plandekę i iść czy przeczekać. A przeczekam. Po 10 w końcu wychodzę. Plecak tak naładowany, że ledwo udało się go zarzucić na plecy. W ostatniej chwili zmieniam trasę. Pokręcę się po okolicznych pagórkach, a potem przez Skalnik (najwyższy szczyt Rudaw Janowickich) dojdę do Kowar.
Internetowa mapa wskazuje nieco ponad 27 km.
Ja pierdolę, szlak źle oznaczony, zrobiłem ładnych parę kilometrów, a wyszedłem może z kilometr od miejsca gdzie nocowałem. Jednak powinienem ufać swojemu instynktowi oraz orientacji w terenie, a nie oznaczeniom na drzewach. Przynajmniej tutaj. Do gór mam zawsze szacunek, ale można było przecież znowu polecieć trochę inną drogą. A tak, to lecę szosą, chciałem tego uniknąć. Będzie jakieś 7-8 km więcej. No trudno.
Chociaż to przecież już wrzesień jest upalnie. Z jednej strony źle, ale z drugiej dobrze, bo po całonocnej ulewie szlaki są grząskie i błotniste, buty już dawno przemoczone. W Janowicach Wielkich robię przystanek. W nogach już dobre kilkanaście kilometrów. Zdejmę trekkingi chociaż na chwilę. Ale one przecież nie wyschną. Wypalam szlugę, zakładam buciory, z trudem zarzucam plecak i idę dalej.
Zamek Bolczków, dziwię się, że nikt nie wpadł na pomysł wziąć te ruiny w dzierżawę i pobierać kasę za wejście do środka. Zajebiste miejsce. Kurcze, chciałbym więcej tu pobyć, pokręcić się, poprzebywać, ale jest już po 16, a ja jestem w lesie i to dosłownie. Trzeba zasuwać dalej.
19 z minutami wchodzę na Skalnik. Gdyby nie moja chęć zobaczenia jak najwięcej, to pewnie już byłbym na miejscu. A tak to czeka mnie jeszcze jakieś 6-7 km do Kowar, a do Karpacza, gdzie mam zaklepany nocleg kolejne z 10. Robi się ciemno, odpalam czołówkę, przynajmniej widzę po czym idę. Mimo wszystko czuję się dobrze, tylko robi się trochę nerwowo. Okazuje się, że babka rezydująca na kwaterze o niczym nie wie, że mam przybyć. Resztką energii z urządzenia zwanego power bank próbuję doładować telefon. Z 3% robi się 5. Dobra. Jakoś dam radę.
Piszę do Matki esemesa - weź zadzwoń pod ten numer i pogadaj z babą bo coś bredzi... ja już nie zadzwonię, bo telefon może paść, a na wiadomości tekstowe jeszcze baterii na jakiś czas wystarczy - po chwili okazuje się, że właściciel kwatery nie przekazał jej informacji, że mam tego dnia się u nich zameldować. Kamień z serca. Bo już rozglądałem się gdzie przeczekać noc. W lesie bezpieczniej niż w mieście. Jest 21, docieram do Kowar. Słyszę muzykę. Dobry znak. Miasteczko jeszcze nie śpi. Pewnie jakiś festyn czy coś w tym stylu na zakończenie wakacji. Kilkanaście minut i jestem na kowarskiej starówce. No przecież tu musi być jakaś knajpa jeszcze otwarta. No i jest. Wchodzę do środka. Teraz dopiero w świetle żarówek zobaczyłem jak ja wyglądam. Buty ujebane (bo określenie, że są brudne nie oddałoby ich stanu), wyglądam jakbym cały dzień robił gdzieś na budowie. Ale w sumie co to kogo obchodzi. Jak się komuś nie podobam to niech na mnie nie patrzy.
- Witam, chciałem coś zjeść, tylko ja jestem z tych co nie jedzą mięsa.
- Niestety, kuchnia już zamknięta. - odpowiada mi dziewczę za ladą, zwaną także barem.
- No cóż trudno - odpowiadam, chociaż myślę - To na chuj macie otwarte.
W końcu proszę o coś do picia, ale zaznaczam żeby to było bezalkoholowe, bo czuję, że piwo by mnie w tym momencie mogło pozamiatać.
Kurwa, chyba trafiłem w jakieś ekskluzywne miejsce w skali tego miasteczka, za szklaneczkę soku pomarańczowego 8 złotych. Wypijam trzy. Cały dzień o kanapkach z żółtym serem, wodzie, multiwitaminie, magnezie, węglowodanach i Tymbarku jabłko-mięta, który i tak zgubiłem w Janowicach wielkich. To znaczy nie tyle zgubiłem, co go postawiłem na chodniku chcąc zrobić zdjęcie i gdy po przejściu kilkuset metrów zorientowałem się nie chciało mi się wracać po butelkę. Wiem, że gdy nie ma żarcia, to trzeba dostarczyć cukier do organizmu, więc wywalam trzy szklaneczki soczku. W między czasie bateria telefonu na tyle się naładowała, że mogłem sprawdzić ewentualne połączenia autobusowe czy pociągowe na trasie Kowary - Karpacz. No niestety, o tej porze to już nic nie kursuje. A nie chcę iść ciemną szosą, chociaż ja przecież dobrze oświetlony. Nagle mnie oświeca. Przecież mogę taksówką podjechać. Daleko nie jest. Podbijam więc do kelnerki/barmanki. Bo kto jak nie one jest najlepiej poinformowany w temacie.
- Ej, sorry jest tu gdzieś w okolicy jakiś postój taksówek?
- U nas to tylko jeden taksówkarz jest - śmieje się - Ale zaraz coś ci zorganizuję.
Po chwili daje mi karteczkę z numerem telefonu (szkoda, że nie swojego hyhy).
Dzwonię, dogaduję z kolesiem cenę. On rzuca sumę jaka mi odpowiada, ja się zgadzam. Zaznaczyłem, że wycieczek krajoznawczych na ten dzień mam dość, a poza tym jest ciemno i nic nie widać, więc nie chciałbym żeby mnie woził po okolicy, a potem zaśpiewał "tyle i tyle należy się bo przejechałem ileś kilometrów". Uczciwy facet, jeszcze dychę opuścił i zamiast stówy z kieszeni ubyło mi 90 złotych. Wbijam na kwaterę, wita mnie wesoły jegomość, chce mnie częstować tym i owym, odpowiadam mu, że dzięki stary, ale w tym momencie to ja jestem już tylko do umycia. Pokazuje mi pokój dla mnie.
- Pasuje? - pyta.
- Jak najbardziej - odpowiadam.
Gadamy jeszcze chwilę, okazuje się, że przyjechał z Francji i trochę zajmuje się biznesem brata, a trochę jest na wakacjach. Na moje pytanie ile ma tych wakacji, odpowiada:
- Jak mi się znudzi to wrócę.
No i już faceta polubiłem.
Zamykam się w pokoju.
Nawet nie chce mi się rozpakowywać plecaka. Za dużo tego tam. Muszę kiedyś napakować go jak teraz i wrzucić na wagę. Sądzę, że dobre 30 kg będzie. Nawet się nie rozbieram. Zasypiam w opakowaniu. Prawie 40 kilometrów w nogach.

Na ten dzień miałem zaplanowany odpoczynek, który u mnie wyglądał tak, że zrobiłem i tak około 10 km. No bo tu wszędzie jest daleko. W normalnych warunkach pójście do sklepu zajmuje raptem kilka minut w obie strony, a tu, to jednak trzeba trochę przejść. Najbliższy punkt sprzedaży detalicznej namierzyłem jakieś 800 metrów od mojego miejsca zakwaterowania.
Dobrze, że mam balkon w pokoju, nie będę się musiał szwendać po budynku żeby wyjść na zewnątrz zapalić.
Polazłem do gruzińskiej knajpy coś zeżreć, skasowali mnie elegancko. Ale patrząc z drugiej strony, to jest zajebisty pomysł żeby z byle czego zrobić niezły biznes. Bo przecież ta potrawa, którą zjadłem, składająca się z jakiejś buły, w którą zatopiony był żółty ser i jajko, to najprawdopodobniej, pierwotnie była najprostszym żarciem kaukaskich pasterzy. A tu się robi z tego wykwintne danie. A przynajmniej na to może wskazywać cena. No cóż uroki bycia na tak zwanych wakacjach. Nie żałujesz sobie i tyle.
Dzień zleciał.

C. D. N...

________________________
Więcej fotek, video i opis trasy znajdziesz tam --->> https://spacerporadomiu.wordpress.com/2023/09/14/kaczorow-janowice-wielkie-zamek-bolczkow-skalnik-kowary/

________________________

Dodane 16 WRZEŚNIA 2023
168
Photoblog.PRO explsp ja zwykle chodzę z kimś ...choć rzadko, bo czasu brak
01/10/2023 8:16:43
Photoblog.PRO explsp niezła eskapada :)
21/09/2023 10:19:35
wyspynonsensu Czytam opisy, napisane przez ludzi, którzy zdobywali poszczególne szczyty z listy Korony Gór Polski i jak ktoś pisze, że podjechał na parking, wejście mu zajęło kilkanaście minut. No to co to za zdobywanie góry? Niech ona będzie, jak to określam spacerowa, ale trzeba sobie na nią tak wycieczkę zorganizować żeby było co opowiadać.
Dodam, że to jeszcze nie koniec opowieści z wycieczki w południowo-zachodni kraniec Polski.
No i odkąd parę lat temu pojechałem samemu żeby wejść na Tarnicę w Bieszczadach, nie wyobrażam sobie żeby z kimś po górach chodzić. Samemu to jest coś czego nie da się opisać, trzeba to poczuć.
23/09/2023 0:49:20
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika wyspynonsensu.

Informacje o wyspynonsensu


Inni zdjęcia: Natura ilovecarrots1439 akcentova:) dorcia2700Żurawie jerklufotoNobody's listening waferowaNad jeziorem patrusiagdWyjątkowo zimny kwiecień bluebird11Italy diebabydieŻal straconego czasu pragnezycpelniazyciaJedno wątpiące serce wystarczy philosophysophie