Koniec
z narkotykami!
Nie chcę już dłużej żyć "na taryfie ulgowej". Zbyt często traciłem grunt pod nogami, niezmordowanie goniąc za ekstazą sztucznego raju; za każdym razem lądowałem na nieznanej planecie. Mam już dość tych urojonych podróży. Zaznałem smaku nędznie zawiedzionego życia, duchowej nędzy, której rozmiarów nie byłem w stanie ogarnąć, swoistego zaczadzenia serca i umysłu, z wolna mnie niszczącego.
Nie mam już dłużej ochoty grać e życie jak w pokera. Całkiem zwyczajnie wybrałem miłość, chociaż nie oczekuję żadnej gwiazdki z nieba. Podczas miesięcznej praktyki wśród upośledzonych fizycznie, doznałem szoku, jakbym nagle przebudził się z głębokiego snu. Po raz pierwszy w życiu stanąłem wobec rzeczywistości, która mnie przerastała. Stanąłem wobec istot bardzo dotkniętych na ciele. Niektóre z nich zachowywały zadziwiającą wolę życia.
Z początku nie mogłem się z tym pogodzić, kręciłem się w kółko, poszukując jakiegoś wytłumaczenia; odczuwałem prawie wobec nich zawstydzenie, żyjąc jak bezużyteczny, żałosny facet, dryfujący bez celu, przyczepiony do "trawki", który tylko miał w głowie narkotyki, forsę i przypadkowe dziewczyny...
W kontakcie z osobami upośledzonymi zacząłem odkrywać w sobie coś innego. Odnalazłem w sobie, na samym dnie, jeszcze nie całkiem wyschnięte źródło, pewną delikatność, której istnienie nie podejrzewałem. Właśnie dzięki upośledzonym odnalazłem własną drogę. Nie było to wcale łatwe. Praca była wyczerpująca, godziny ciągnęły się w nieskończoność, brak pewnych rzeczy dotkliwie ni doskwierał. Dzięki Janowi, który znał moje problemy, walczyłem dalej, próbując ich kochać takimi, jakimi byli.
W gruncie rzeczy, to oni nauczyli mnie kochać samego siebie. Dzięki nim, dzięki przyjaźni zawsze cierpliwego i wyrozumiałego Jana, wszedłem we własne wnętrze i... nie znalazłem pustki.
Dziś mogę powiedzieć, że odnalezienie samego siebie stało się początkiem moich prawdziwych narodzin.
Krystian