'Oddaj mu bez skrupułów swoje ciało, ale nie serce gdyż je złamie'
Rzeczywistość mnie zaczyna przerastać. Nie znoszę wahania mojego nastroju, nienawidzę czuć się tak jak czuję się w tej chwili.
Ciągle pod górkę.
Potrzebuję wyjechać, uwolnić się jakoś. Tu i tak nikt mi nie pomoże, tu i tak nikt mnie nie zrozumie.
Tu nie liczą się ludzkie uczucia, tu nie liczy się nic.
Nie wiem już jak zabijać swój czas, staram się jak mogę.
Ale to nie wystarczam bo zostaję mi jeszcze bycie sama ze sobą wieczorem, w nocy, muszę znosić swoją cholerną pustkę, pieprzone uczucie odrzucenia.
Staram się.
Cieszę się chociaż szczęściem jednej z nas, może chociaż jako jedyna będziesz mogła budzić się ze świadomością, że pięknie jest.
Ja potrafię obudzić się i powiedzieć sobie "o kurwa znowu to samo, po co, nie ja chcę spać dalej".
Wybudź mnie jak nadejdzie lepszy czas.
Jakoś ciężko znoszę jesień i zimę, zazwyczaj jestem sama, chociaż nie zawsze.
Pierdole, nie chcę się już w nic angażować, nie chcę zaczynać niczego nowego.
Dlaczego?
Bo jestem pierdoloną frajerką, która jest stała w tym co czuję i nie może się ogarnąć.
Mam siebie dosyć, chciałabym siebie zamienić na kogoś innego.
Któregoś dnia ....
Nic mnie już nie trzyma przy niczym, błagam o jakąś zmianę.
Ty tam do góry dlaczego zsyłasz na mnie to wszystko?!
Jeszcze mi trzeba znowu po szpitalach naginać, ratować to moje marne życie, po co?
Przecież nic dla nikogo nie znaczę.
Jestem bo jestem.
Nie jestem niezastąpiona.
Nawet jeżeli.... coś... się wydarzy.
Boję się tak cholernie się boję.
Za uśmiechnięta twarzą kryje się smutek.
Nie mam nawet komu się wypłakać.