Dziwnie potrafią wpłynąć na nas bodźce zewnętrzne. Wszystko dokoła kształtuje nas, tworząc składowe nie do określenia, zespalając elementy z pozoru nie łączące się. Widząc rzeczywistość przewróconą na lewą stronę, czyli właściwie... nierzeczywistość; potrafimy wejść w nią, poczuć ją, być tam.
Czasem wychodzi nam to na dobre.
Czasem nie do końca.
Czasem potrafi dać trochę uśmiechu, niewiele szczęścia.
Czasem rozgoryczenie.
Czasem zadumę; przynieść stan nieopisany.
Czy to dobrze?
Nie wydaje mi się, żeby dobrą rzeczą było wynagrodzenie komuś własnych złych postępków, grzechów wiele lat po ich zaistnieniu. Z jednej strony... wydawałoby się to naturalne wręcz odpowiednie. Lepiej późno niż wcale, ale jednak nic to nie zmienia. Zagłusza tylko sumienie nie dające normalnie żyć, nie dające spokoju przez cały ten czas. Z drugiej: jeśli człowiek jest zbyt młody by pojąć samego siebie, by pojąć to właśnie sumienie, by...
By móc zadecydować tak jak należy, pokutuje z wiekiem. Z dojrzewaniem, które mimowolnie każe nam zrozumieć to, co było i zapłacić za to cenę, jaką przystało. Mimo tego, że nic to nie zmienia...
Tak miało być? Kto pisze te scenariusze?!
Pokuta.
Z podziękowaniem dla Tysi - uważnej czytelniczki, hehe ;) :*