...której nie będę opowiadać.
Metaforycznie.Idąc prosto, mijałam się z celem. Z każdym krokiem coraz bardziej. Przywykłam, zmieniłam do tego stosunek, coś niecoś się we mnie pokruszyło (co jak co - na pozytywnie!) i stało się "niczym niezwykłym". Nie brzmi zbyt kolorowo, ale podziałało, stworzyło dystans. Zdrowy dystans, do którego niestety za bardzo przywykłam. Na tyle, żeby (zamiast wyciągnąć z niego naukę, szczególne wartości i zamienić to wszystko na pozytywną, długo-funkcjonującą energię) po prostu mimowolnie zmniejszałam i... mijałam się z celem. Idąc drogą prostą, często uczęszczaną.
Po czym wziął mnie leń. Nie po raz pierwszy, niestety. Lubi się to to mnie trzymać, ale ja się nie poddaję. Zadomowiłam go i już tak bardzo nie przeszkadza w życiu. Nie miesza znacząco. Ten leń wtedy postukał mnie porządnym młotkiem w głowę i uświadomił, że zbyt mądrze to ja w tej chwili nie postępuję. Dobrze, bardzo dobrze!1
Nie takie przecież przyjęłam wcześniej założenia, nie tak do tego podchodziłam; nie tak myślałam. Zacznijmy od tego, że chyba w pewnym momencie przestałam myśleć, albo może... zaczęłam myśleć nie tylko "od siebie"2
Już wiem jak zrodziła się komercja... xD
Taką konkluzją zamykając temat photobloga (a tak, to wyżej to tylko i wyłącznie o tym internetowym, zdjęciowym albumie) chciałam tylko powiedzieć, że jednak czasem lepiej pójść naokoło.
Mając jasno wyznaczony główny cel, zwracać uwagę na pobocza, które mogą być pomniejszymi, ale też w jakiś sposób ważnymi celami.
Idąc naokoło wcale nie musimy mijać sie z celem. Idąc prosto, wcale nie musimy się z nim spotkać.