fot. O. Teresińska again
Ostatnio dostrzegłam taką regułę, chyba u wszystkich... Mamy w nawyku branie tego najlepszego na początku, a zostawienie tego gorszego na sam koniec. Chociażby nawet takie głupie ciastko, dlaczego najpierw wyżeramy galaretkę/czekoladę, a dopiero potem wcinamy tę pozostałą część? (wyjątkiem są ewentualnie DELICJE)
Ano bo tak jest nasz mózg ustawiony, śmieszne ale zrozumiale. Identycznie jest z chłopakami/facetami (czyt. kutasami). Zamiast od początku spróbować tego gorszego, tego nijakiego, zlewającego się w tłumie, niczym niewyróżnającego się mężczyzny, stawiamy sobie tak wysoko poprzeczkę, że same nie potrafimy jej przeskoczyć. A jeżeli już się uda do niej podbiec, to łapie nas skórcz, bo nie wiemy co dalej. Oczywiście mówię to w bardzo dużej przenośni, ale każda z nas wie, jak to działa. Jest wiele chłopaków, którzy zrobiliby wszystko, by któraś z nas zagadała czy się spotkała, ale nie zwracamy na nich uwagi, bo w naszej głowie siedzą faceci, którzy swoim wyglądem czy sposobem zachwania przyciągają wzrok wszystkich kobiet w koło. Taki facet wtedy czuje się pożądany, jego ego wzrasta do poziomu czerwoności, broń boże nic nie można mu zarzucić, a kiedy już mu coś powiesz, zostaniesz zbyta na sam koniec jego długiej kolejki.
Dlatego krótko mówiąc, spróbujmy od gorszego poziomu. Może to właśnie ON okazać się tym jedynym.
Właściwie to dlaczego wmawiam sobie, że nikogo nie potrzebuję? POTRZEBUJĘ i to bardzo!
xoxo