Plan był taki, że zaczynam od dzisiaj. Do licem chcę pójść już idealna. Sęk w tym, że rozpoczęcie dążenia do ideału muszę przesunąć o jeden czy dwa dni - aż ojciec wyjedzie służbowo. Póki tato jest w domu, nie ma mowy o tym, żebym jadła mniej niż zwykle. Tak więc, początek jutro bądź pojutrze, kurde, a już chciałam zacząć... :/ W każdym razie, już od dziś będę się starać, aby nie jeść za dużo. Jak do tej pory, zjadłam jedynie małą kromkę z serem i odrobiną ketchupu, bez masła. A jak już zacznę to pewnie wytrwam, tylko nie wiem co robić z weekendami, kiedy mama jest cały dzień w domu. Macie jakiś pomysł?
Podobno dieta kopenhaska tylko dla bardzo otyłych...? Nie wiem, inne mi nie pomagają, więc może spróbuję chociaż przez kilka dni. W każdym razie, może podam swoje wymiary, podam też te, do których dążę i napiszę, co chciałabym zmienić:
wzrost: 161 cm
waga: 52,5 kg / chcę: max. 45
co chcę zmienić:
* chcę mieć ładne, szczupłe nogi
* chcę uda, które nie wyglądają jak schaby, bo na razie z tym jest zdecydowanie najgorzej
* chcę nieco szczuplejszą twarz, jeśli to możliwe, a trochę na pewno
* chcę płaski brzuch, a nie piłkę o_O
To by było na tyle. Naprawdę, dieta 1000 kcal nic a nic mi nie daje :(
EDIT: Zjadłam właśnie jakieś pół KitKata i jestem na siebie zła. Dzisiaj wyszło mi około 350 kcal, po 18:00 nie mam zamiaru już niczego jeść, więc mam na jedzenie jeszcze niecałe 3 godziny. Głodna na razie nie jestem, jak dobrze pójdzie nie zjem już nic, czyli zostanie 350 kcal, a jak pójdzie gorzej - to powiedzmy że skończę tego nieszczęsnego KitKata, wtedy będę miała na koncie jakieś 458 kcal. A jak pójdzie jeszcze gorzej - zjem jakąś kanapkę, wtedy porządnie przekroczę 600 kcal, a w takim wypadku będę już na siebie wściekła. Życzcie mi więc "niegłodnięcia", proszę...
EDIT2: KitKata może i nie skończyłam, ale zjadłam kotlety sojowe. W sumie bilans wychodzi ponad 700 kcal. Jestem na siebie wkurzona.