jezu, przesadzilam. nienawidze siebie za to... na wadze 67 kg, nie wiem jakim cudem, bo jeszcze dwa dni temu bylo 65... stracilam wole walki, juz nie chce mi sie tego ciagnac... bo ile mozna wylewac potu i lez a potem nie widziec efektow? nie sadzilam ze to bedzie az tak trudne, zejscie do 60 kg. mam ochote rzucic to wszystko w pizu i dac sobie wreszcie spokoj. z jednej strony chce odpuscic, a z drugiej w srodku mnie wciaz tli sie nadzieja na schudniecie.
jest mi paskudnie, nic mi sie nie chce. moglabym spac caly czas. przestalam zauwazac umiar w jedzeniu...
od poniedzialku moge isc na silownie, bede miec nawet karnet ale nie wiem czy mi sie chce eh...