Stosunek luźno plątających się przemyśleń jest odwrotnie proporcjonalny do ilości obowiązków danego dnia. The less you do, the more you think. Ha! Żeby to jeszcze były luźne przemyślenia. Ale one nie są luźne. Są one tak bardzo gęste i ściśnięte, że można by je porównać do starannie poplątanych kłębków włóczki. I to są chyba największe męczarnie człowieka. Wewnętrzne wojny niczego z niczym i wszystkiego ze wszystkim. Nie jakaś tam grypa. Już sobie móżdżek biednego człowieczka myśli, że dopływa do jakiegoś konsensusu - niczym Wisła do ujścia, zawierając w sobie poprzednie myśli: strumyki i rzeki napotkane po drodze....a tu nagle BUM! Okazuje się, że morze wcale nie daje wyswobodzenia. POŻERA. Niespodziewanie wciąga w siebie wszystko co nadeszło, żeby dalej dać się ponieść i by "morze" mogło udławić się w innym "morzu", a może i w "oceanie". Suma sumarum: wszystkie myśli człowieka, tak jak i wszystkie wody tej planety, dryfują sobie w obranym ośrodku (patrz: mózg lub glob) i choć przemieszczać się mogą dowolnie po ośrodku, to z ośrodka ucieć sobie nie mogą. Przynajmniej na własną ręke. Jeśli chcą sobie wyparować to potrzebny jest im ktoś trzeci. Matce Ziemi w produkcji chmur pomaga Słońce, a z odparowaniem tego co człowiek w głowie wyhoduje to już róznie może być... ;)