Snilo mi sie ze mam syna..
5 letniego, choc mentalnie sprawial wrazenie 15 latka. Byl tak bardzo podobny do mnie kiedy bylem mlody.
Jechalismy starym mustangiem shelby 1968 gt500 , najprawdopodobniej. Gdzies miedzy wlochami , a niemcami , mijalismy wlasnie Alpy. Spogladalem lewym okiem na droge , a prawym staralem sie dogladac malego ..
W tym momencie powiedzial.
- Tomek ?
- Tak ?
- Dokad jedziemy ?
- Na gibraltar .. mam tam kilka problemow do zalatwienia , i chcialbym bys zostal wtedy w samochodzie.
- Dobrze tato ..
Byl taki mlody, taki nie winny, nie wiedzial po co jedziemy samochodem przez cala Europe, nie wiedzial czym sie zajmuje. Byl 5 letnim dzieckiem, ktore zamiast bawic sie w piaskownicy, wolalo podreczniki z matematyki. Wolalo robic zdjecia, tak samo jak ..
- Tato ?
- Nadawaj maly.
- Nie mozemy sie zatrzymac.
- Dlaczego?
- Umrzemy.
- Jak to ?
- Kiedy sie zatrzymiemy, skonczy nam sie powietrze. Tam na zewnatrz niema, rakiety o ktorych opowiadala babcia , zniszczyly powietrze. Tak ?
- Tak maly .. tak. Nie mozemy sie zatrzymac, umrzemy.
- Wiec jedz , nie zatrzymuj sie.
- Dobrze synku, spij. Daleka podroz przed nami.
Nim zdazylem polozyc dlon na jego glowie, i wplatac palce w te mlode, jasne blond wlosy, zasnal.
A ja sobie powtarzalem. Nie zatrzymiemy sie. Nigdy. Nie skonczy nam sie paliwo, nie skonczy nam sie powietrze, nie bedziemy glodni, ani spragnieni. Bedziemy jechali, daleko i zawsze. Uciekali tam, gdzie nie ma ludzi.
Nagle zauwazylem pekniecie na drodze, gdy w ostatniej chwili sie przebudzilem z tego amoku chorych mysli, zdazylem zareagowac i ja minac. Zanim wrocilem na wlasciwy pas uslyszalem kolejne pytanie. Tym razem duzo trudniejsze.
- Tato , gdzie jest mama ?
- Nie wiem.
- Czy to wporzadku?
- Tak, zapewniam Cie, ze to calkowicie wporzadku.
- Zobacze ja kiedys?
- Nie wiem.
- Chcialbym ..
- Uwierz mi maly. Ze o niczym tak nie marze, jak o Twojej matce. Spij. Spij, i nie zaprzataj sobie glowy takimi myslami.
Przylozyl twarz na mojej nodze, i zasnal nim zdazylo sie skonczyc open your eyes w jakiejs malej stacji, pewnie nadawanej z domu.
Spojrzalem wtedy na niego, na dwa karabiny z tylu wozu. Tak, te piekne famasy ktorymi zabilem juz tylu ludzi.
Spojrzalem w lustero, i przez moment widzialem w nim siebie, i Justyne. Poczulem lzy na ustach, i zdalem sobie sprawe ze ten chlopiec mnie teraz kocha i potrzebuje.
I jest tak bardzo nie swiadomy tego, co stanie sie za 2 dni.
On jeszcze nie poznal smierci.
Byla 10:34 kiedy sie obudzilem. Nie zobaczylem ani Justyny, ani malego chlopca.