Chyba się nie chwaliłam, kto rozpoznaje kto jest na zdjęciu? Sama zrobiłam! :3 Tja, ten koncert, ach.
Zaniedbałam photobloga, nie wiem czy to przez nawałnicę zajęć, sesję czy Karola, a może przez floga, nie wiem, mam zamknięcie się w sobie lekkie, układanie w główce wszystkiego pomału, taaaak. Ciągle nie wiem czy kocham, potrzebuję na takie stwierdzenia dużo czasu. Tak więc, jak dotrwamy następnego roku to wtedy się nad tym będę pewno częściej zastanawiać, choć już teraz nie robię tego rzadko ale przynajmniej mam komfort psychiczny. To fajne jest kiedy chcesz się kimś opiekować, "przygarnąć" kogoś, dać mu poczucie docenienia i dowartościowania, bez oczekiwań czegoś wzamian.
...
wnętrzności.
Muszę się odblokować mentalnie, czuję jakąś dziwną blokadę, takie coś co nie pozwala mi się otworzyć i po prostu mówić. Nie jestem pewna skąd to uczucie, jakieś stany lękowe powracają? Chyba już nie mam tak napieprzone w głowie, a może wręcz przeciwnie? Jakbym nie miała się czym zająć... Ale mam się czym zająć, mam sesję, pożal się Boże, mam człowieka, na którym skupiam chyba 90% mojej uwagi i mam siebie choć w dziwny sposób czuję że jakoś tak niecałkowicie. Chyba potrzebuję izolacji, oddechu, tego spokojnego kochanego pieprzonego przeanalizowania do szpiku kości wszystkiego.
Z tym, że takie moje izolacje to chyba był sposób na radzenie sobie ze stresem - to jest niewątpliwe, ale co gorsza, to chyba był też sposób ucieczkowy, to znaczy jakiś czas po prostu nie istniałam, zero odpowiedzialności, z drugiej strony jesteśmy wolnymi ludźmi i mamy prawo istnieć w takim stopniu, w jakim nam odpowiada. Ale teraz już tak bym nie mogła. Bo będąc z kimś, jest się też po to aby dzielić swoje lęki, dzielić radości, dzielić emocje i przeżywać je wspólnie, wspierać się wzajemnie. I patrzcie, jak ja świetnie to wszystko wiem, w teorii jest takie proste, ale nie umiem tego przełożyć na rzeczywistość. Czemu? Hamm, bo po mojemu, powinno być idealnie, naturalnie wszystko powinno wychodzić. Smuci mnie czasem to moje podejście, to moje wyobrażenie że człowiek nie musi się starać aby było idealnie, że tak po prostu się dzieje samo. Zdaję sobie sprawę jakie to jest naiwne i drażniące i śmieszne. Samo się nie dzieje, trzeba pomóc szczęściu, trzeba je pielęgnować, nauczyć się je pielęgnować.
Właśnie. Chyba właśnie wchodzę w ten etap. Etap pielęgnowania tego co mam i co jest. A więc porywam się na silny nurt i głęboką wodę, niepewny grunt, polegając wyłącznie na intuicji i emocjach, choć jakby się zastanowić, to i na umyśle, bo mój umysł szanuje emocje i uczucia [szkoda, że w drugą stronę to nie działa], i świadoma - poniekąd świadoma ryzyka, dążę dalej i dalej, tak jakby zaczynam być konsekwentna w wyborach, więc uczę się. Czuję tak po cichu, że zaczynam dorastać do tego etapu i tego uczenia się. Ale dopiero zaczynam, i wiem że to będzie długa droga, długi etap, kto wie, może nawet do końca życia? Zależy jakim będę dla siebie uczniem.
Dawno nic nie napisałam i nie namalowałam, utknęłam artystycznie w martwym punkcie chyba, to źle, to źle, ubolewam strasznie nad tym. Co się ze mną stało... dużo zajęć, mało czasu, potrzeba snu i ta cała reszta.
Happy Bus zaczyna się 6 lipca, jeszcze się nie zaczął, a ja mam dość, boję się że zawiodę, że nie dam rady, że się posypę, że to wszystko i jeszcze więcej. Boję się. I mówię to głośno. Ale zgadzając się na tę propozycję, wiedziałam, że takie stany będę przechodzić. Wiedziałam i świadomie się zgodziłam, bo wtedy pomyślałam, że to dla mnie coś nowego i to że się boję, to ostatecznie nic złego, bo lęki należy pokonywać, trzeba z nimi walczyć, jakkolwiek głupio to brzmi w kontekście całego akapitu, to będzie taka mała-wielka dwumiesięczna walka moja ze mną.
Użytkownik watercress
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.