01.2012r.
Wrocław - Stare Miasto
Mroźny styczniowy wieczór, nie zachęcał do przechadzek, jednak spacerowym krokiem, zakapturzony mężczyzna poruszał się przystając co chwilę. Obserwował ludzi w sytuacjach, które miał akurat okazję dojrzeć - od kłótni po miłosne pocałunki, po czym szedł dalej jak maszyna. Zmierzał od placu 1-go Maja, koło pałacu ślubów aż do ulicy Włodkowica, gdzie wszedł do Whiskey Baru. W środku spojrzał na siedzącego Kapłana, po czym powolnym krokiem zbliżył się i zagaił siadając:
- Przestałeś przychodzić ostatnio do zatoki...
- Wróg... - szepnął Kapłan pod nosem - Jakoś nie miałem ochoty sie z tobą spotykać. Zapewne już wiesz, że miałeś rację. Rozstaliśmy się, powiedziała mi że nie może na mnie patrzeć... Jakie to było do przewidzenia... - przechylił kieliszek wódki i poprosił barmana o kolejne dwa shoty - W końcu jak można być z tak żałosnym typem jak ja? Hah... - uśmiechnął się.
- Dlaczego tutaj? Myślałeś że nie znajdę cię i nie zacznę cię znów namawiać żebyś mnie wypuścił, nawet jak zaszyjesz się w jakiejś brudnej, zaplutej spelunie?
- Nie - skwitował ze skwaszoną miną po czym wychylił kieliszek - Pomyślałem że będę czuł się dobrze w brudnej, zaplutej spelunie. Ironiczne, prawda? Myślałem że to się skończy dopiero kiedy ty się wmieszasz, o ile uda ci się coś z tym związkiem zrobić, a tymczasem pewien swego nagle dostaję kopem w ryj od niej i to niespodziewanie.
- Powinieneś skrócić swoje męki, Kapłanie. Wystarczy już. Wypuść mnie, a ja wszystkim się zajmę. Ukaram ich za to jak nas urządzili i nagle nie będzie już bólu. Wrócisz do swojego pierwotnego życia.
- W moim pierwotnym życiu już nikt na mnie nie czeka, oprócz rodziny która się sypie. Jedyną rzeczą którą dostałem w swoim życiu dla której warto było żyć, to kilka tych kobiet, do których miłość zaszlachtowałeś jakiś czas temu.
- Dobrze wiemy, że ja tylko pomogłem, winny byłeś Ty. Nawet jeśli byłem punktem zapalnym, to twoje sprawy i twoja wina. - Wróg zamówił szklankę whiskey, z której pociągnął solidnie - Więc po tak krótkim czasie Magdę też kochałeś? W sumie troche namieszałem jej w głowie ale mętlik miała od początków.
- Zabrałeś mi jedyną rzecz, której nie zwrócą mi nawet pieniądze i władza. Swoją drogą, dzięki tobie przepadła mi też większość luksusów na przestrzeni ostatnich tygodni.
- Nie przeze mnie, ale przez vendettę, której się trzymasz od lat. A mówiłem ci, że to nie twoja walka i że z każdym rokiem będzie coraz gorzej.
Kapłan przechylił kolejną pięćdziesiątkę wskazując barmanowi, aby ponownie napełnił te opróżnione kieliszki i rzekł:
- Tu już nie chodzi o to, w co wplątalo mnie Konsorcjum. Ale co byś zrobił komuś, kto tyle namieszał i tyle kobiet ci w życiu odebrał?
- Zapewne nic, czego sam byś nie zrobił. Nic, czego zapewne nie powtórzył bym i sto razy. Już wiem o co chcesz zapytać: czy by mi to pomogło? Nie. One wciąż by już dla mnie nie żyły - skwitował Operator - Widzę jak niektóre z nich były dla ciebie ważne, ale więzisz mnie bo ktoś cie o to poprosił, więc dostaliście na co zasłużyliście. Ostatecznie, to ja jestem tym namniej winnym - spojrzał prosto w oczy Kapłana z gniewnym wzrokiem.
- Nawet gdyby to one były wszystkiemu winne, czułbyś się tak samo. Właśnie tak działa miłość. To potężna broń - złapał za kieliszek i zbliżył go do ust - może działać na naszą korzyść, albo przeciwko nam, prawda? - wypił.
- Nigdy za bardzo nie rozumiałem miłości - odparł Operator.
- To dlatego że masz ścisły umysł. Miłość przeczy logice.
- Nic nie przeczy logice.
- Hmm... - burknął Jarek pod nosem - Z logicznego punktu widzenia, ja i Magda nie powinniśmy być razem. Ponoć to przeciwieństwa się przyciągają, a my mieliśmy podobne temperamenty, część zainteresowań, nawet muzyka. To nie powinno mieć racji bytu, ale serce chyba wie coś, czego my nie wiemy.
Barman dolał do kieliszków, przy okazji uzupełnił również szklankę Wroga. Chwilę milczenia, wypełnił wyróżniajacy się spośród reszty puszczanej muzyki, jazzowy utwór, kojący duszę swoją ospałą trąbka. Przez chwilę rozmowy w barze ucichły, aby upewnić się, czy właśnie ten ospały klimat pasuje do scenerii. Pasował idealnie.
- A może serce się myli - przerwał ciszę Operator.
- Szczerze wątpię. Miłość może być uciążliwa, czasem niestosowna... Czasem niebezpieczna... Może zmuszać nas do czynów o których nawet nam się nie śniło... Ale pomyłką? - spojrzał daleko w przestrzeń przed sobą, jak by prowadził wyjątkowo spokojny monolog, po czym kiwnął głową jakby chciał sobie przytaknąć i dokończył - To chyba zależy od tego gdzie skończymy, prawda? - spojrzał w stronę Wroga przechylając kieliszek.
- Nie musisz tego robić - odpowiedział lekceważącym tonem Operator.
- Muszę.
- A co będzie po tym jeśli ci się uda?
- Nie myślałem o tym... Ale zbliża się nieuchronnie moment kiedy nie odzyskam już wiary i jeśli uda mi sie ciebie zniszczyć, chyba zniknę gdzieś gdzie będę mógł dożyć końca swoich dni wygodnie i anonimowo - odparł Kapłan - w pewien sposób można powiedzieć że jesteśmy wyrzutkami. Ty i ja. Żyjemy na peryferiach - wychylił kieliszek - obserwujemy wszystkich innych, udajemy że jesteśmy do nich podobni, mając świadomość że tak nie jest. Najlepsze miejsce jakie może nam się przytrafić, to takie w którym nie będziemy musieli udawać.
Jarek zawołał barmana by ten mu dolał i jego towarzyszowi, po czym oboje wychylili po głebszym, po czym Jarek odezwał się:
- Wielka szkoda, naprawdę. W innych okolicznościach mogli byśmy zostać świetnymi przyjaciółmi.
Operator wychylił swoją szklankę do końca milcząc dalej, a Jarek wziął napełniony drugi kieliszek do ręki i powiedział:
- Wiesz co z perspektywy czasu powinienem dać Magdzie? - Wróg spojrzał w stronę towarzysza - Białego tulipana - to powiedział i przechylił kieliszek, po czym wstał z miejsca i skierował się w stronę wyjścia. Operator obejrzał się za nim i krzyknął:
- Zaraz! Dlaczego akurat biały tulipan?!
Jarek odwrócił się i skwitował pytanie Wroga puszczeniem w jego stronę oka, po czym obrócił się i wyszedł z baru.
Był to wyjątkowo mroźny wieczór początku stycznia.