06.2008
Wroclaw - Dabie
Unk potoczyl sie lekko po piwie a Kaplan i Patrycja gaworzyli w najlepsze. Tego wieczoru nic nie bylo w stanie zatrzymac. Piwo marki Lech lalo sie dzis litrami rozpalajac zmysly. Nadodrzanska okolica dodawala klimatu, a mur Wroclawskiego ZOO jak zwykle wygladal dosc niecodziennie ze swoim grafitti. Kaplan przytulil sie do Patrycji wiedzac ze kolega musi odpoczac, a gwiazdy niemilosiernie wskazywaly na wyjatkowosc tego wieczoru, ktory poprzedzil wyjatkowo krwawy zachod slonca. Para skladala sie ku pocalunkowi a wszegoraniajaca wielkosc wszechswiata ktora zdawala sie skupiac wlasnie w tym jednym centrum, oplakiwala zachod zanoszac sie radosnym usmiechem gdy kazda kolejna gwiazda stawala sie coraz bardziej widoczna, mimo ze post-apokaliptyczny klimat mogl przytloczyc nie jedno serce.
Kaplan pocalowal mloda kobiete i powiedzial:
- Chcialbym aby ta chwila nigdy sie nie skonczyla...
- Ja tez. Moze w koncu mnie pocalujesz znowu?
W tej wyjatkowej okolicy praktycznie nic nie moglo zaklocic ich spokoju, poza jedna osoba. Mocno podchmielony Unk stwierdzil:
- Ide do domu, idziecie ze mna? Mam dosyc.
Kaplan szepnal do Patrycji:
- Spokojnie, on tak ma, dwa, moze cztery piwa i wlacza mu sie koniec imprezy... Moze skoczymy do mnie domu?
- Jasne, nie mam nic przecie - odparla z usmiechem.
Poszli w swoja strone, a w pol ciemnosci ich droge wyznaczaly gwiazdy.
Wroclaw - Rakowiec
Para zaszla na ulice Kniaziewicza i weszla do bloku, ktory byl najladniejszy w okolicy. Wlasnie w tym momencie stracil ich z oczu podazajacy za nimi odziany w garnitur mezczyzna. Przysiadl na lawce i poczal sporzadzac notatki. Kilkanascie metrow od niego przysadlo towarzystwo, ktore mozna by okreslic ''typami spod ciemnej gwiazdy''. Rasowe rzezimieszki z tak zwanego ''Trojkata''. Wtem do tajemniczego mezczyzny przysiadl sie Czlowiek w Czerni:
- Dzien dobry, Linoge. Jak rozumiem przyszedles ogladac ta farse - rzekl z niebywalym znudzeniem w oczach, a jego twarz niewyrazajac zadnych emocji skierowala sie ku zapalajacemu swiatlu na czwartym pietrze bloku przed ktorym siedzieli. Linoge spokojnie siedzial na miejscu i notowal mimo ze okoliczni rzezimieszkowie zaczeli krzyczec do zasiadlych jegomosciow. Oboje jednak zdawali sie byc niewzruszeni. Linoge szybko dokonczyl notatke i odezwal sie:
- Kaufmann zniknal dawno temu. Zastanawialem sie przez chwile czy to Ty mu cos zrobiles czy w koncu popelnil samobojstwo. Deepthroat w koncu powiadomil mnie ze ma sie dobrze. To co Anioly z nim zrobily... Straszne... Az sie dziwie ze nie przestal wspolpracowac z Konsorcjum. Ale przysiegam ci, jesli masz z tym cos wspolnego...
- To co?! - niemal wykrzyknal z martwym wyrazem twarzy Czlowiek w Czerni - Zabijesz mnie? Czy niby co? - przez chwile twarz Wroga zdawala sie byc jakby miedzy tym dziwnym zawieszeniem w martwicy a zadowoleniem, po czym jego czarne jak smola zrenice zwezyly sie jak by nigdy ich nie bylo i spojrzal na Linoge'a. W miedzyczasie banda lokalnych zakapiorow zerwala sie z miejsca i podazyla w strone rozmowcow. Linoge wstal powoli i surowo spogladajac na towarzysza rzekl zanim odszedl:
- Nie wtracaj sie. Nawet jesli masz jakis wplyw na bieg wydarzen, powinienes zostac bierny. Zostawmy im ich los we wlasnych rekach - rzekl po czym sie oddalil.
Czlowiek w Czerni spuscil wezrok ze zwyczajna nuda, oczekujac az zakapiory sie zbliza. Zanim pierwszy z nich sie odezwal, wyszeptal:
- Fugite fatuis.
Z przerazeniem w oczach, grupa nadbiegajacych mlodziencow zatrzymala sie, kroczac powoli do tylu. Wrog przeszyl kazdego z nich swoim martwym spojrzeniem.
Mlodziency uciekli.