05.2008r.
Wrocław - Stabłowice (ok. 19:30)
- Errmmmm... No i gdzie jesteś? - rozległ się dźwięk w słuchawce telefonu.
Jarek z wyraźnym zażenowaniem, kopiąc lewym butem w ziemi, odparł:
- Kurwa, ja już na Stabełkach jestem. Miałeś wyjść po mnie stary, a ja już się ciągnę tym zasranym lasem chuj wie ile i końca nie widać, do tego zaraz umrę z pragnienia.
- Dobra, dobra! Mieliśmy małe problemy już wracamy ze sklepu i zaraz cie zgarniemy po drodze.
Rozłączył się, a głowa ze zrezygnowaniem opadła w dół, poczynając się obracać z niedowierzaniem to w lewo to w prawo, jak by chciał zaprzeczyć komuś niewidzialnemu. Odpalił papierosa; nie minęło 5 minut a zdało się słyszeć z oddali głosy wykrzykujące "Woooooolaaaaaan!", a Jarek zaczął odkrzykiwać to samo. W końcu zjawiła się grupa dobrze muz znanych kilku osób.
- Kapłaaaaaaaan! - poczęli do niego krzyczeć.
- No siema! Gdzie to całe zajzajerskie ognisko? Już się nie moge doczekać.
- Blisko, blisko, poznasz po tym że już połowa drzew w lesie wycięta, to sprawka naszych, lol. Szykuje się mega duża impreza.
- No to gazu!
Przeszli około kilometra i dało się znów słyszeć liczne głosy wykrzykujące "Wooolaaaan!". Pewnym było, że dotarli w oczekiwane miejsce. Ujrzeli grupę blisko dwudziestu osób, a pośród nich była dokładnie ta osoba, którą chciał zobaczyć Jarek. Pomyślał: "To będzie dobra kandydatura. Jak nie dziś, to nigdy. Witaj, Patrycjo."
Wrocław - Stabłowice (ok. 23:00)
Impreza była rozkręcona w najlepsze. Kapłan wraz z innymi podskakiwali wesoło wokół ogniska, wyśpiewując "A wimba we" w rytm tańca. Kapłan wyskoczył z okręgu i usadowił się z powrotem, koło Patrycji, otworzył paczkę papierosów.
- Chcesz fajkę?
- A... W sumie - odparła - nie mogę się przyzwyczaić do palenia, mój ojciec uważa że kobieta z papierosem to porażka.
Po drugiej stronie Patrycji przysiadł się Tomasz, Kapłan kontyynuując temat i wciagając Patrycję z powrotem na kolana groźnym wzrokiem począł odpędzać przybysza.
- Psst! Spieprzaj Tomek, ja tu byłem pierwszy!
Tomasz obrócił się w geście kapitulacji i poszedł na kolejne rozlanie trunków, których było tego wieczoru sporo, a sam Kapłan ciągnął rozmowę w najlepsze przez kilka ładnych godzin, nie dostrzegając nieopodal sylwetki, która kryła się w cieniu krzaków. Człowiek w Czerni idealnie się komponował z zaciemnionym krajobrazem i zdawało się nic nie móc oderwać jego pustego wzroku od świeżo zapoznanej pary. Nie spuszczając oka z Jarka i Patrycji, szepnął:
- Witaj, Linoge. Jak długo zamierzasz kryć się za moimi plecami? Wiem, że obserwujesz już prawie kwadrans.
Zza kilku krzaków dalej wyłoniła się kolejna ciemno ubrana sylwetka, z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Dobrze zadbany starszy mężczyzna w garniturze z bijącym czerwienią krawatem.
- Również witam. Widziałem co się stało i co chciałeś zrobić. Chyba ci nie wyszło z tym Tomkiem.
Mężczyzna w Czerni patrzył się wciąż jak zaklęty na oba obiekty, które sobie upodobał. Nie przeszkadzało mu to jednak prowadzić konwersacji z przybyszem.
- Za słaby charakter. Pewnego dnia, znajdzie się silniejszy. Już to czuję i widzę. To będzie kolejny spektakularny upadek.
Linoge zdawał się przyjąć to z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Wyciagnął chusteczkę, przetarł nią czoło, po czym odparł:
- Wiesz, pójdę już. A jutro się z nim zobaczę, takim szczęśliwym w glorii chwały, może tym razem mu się uda, a to oznaczało by Twój koniec. Wiesz... Teraz już nie ma podziałów, wszyscy chcą żebyś odszedł.
Człowiek w Czerni po raz pierwszy zdjął wzrok z pary i zawiesił go na swoim towarzyszu, ze stoickim spokojem wypowiadając te słowa:
- Odejdę. Ale tylko po mojemu, nie po waszemu. A ty, idź już jak zwykle po dalsze instrukcje do swoich żałosnych mocodawców, bo zaczynasz mnie irytować.
Oboje obrócili mechanicznie wzrok w stronę dwójki, którą tak bacznie obserwował Człowiek w Czerni. Ostatnie co zobaczyli, zanim oboje się obrócili i ruszyli w różne strony, było to, jak para zaczyna się całować.
- A więc gra się zaczęła. Na nowo... - szepnął pod nosem Linoge, oddalając się.