Słit focia z poniedziałkowego nalotu na Warszawę. Fajnie było. Spotkałyśmy z Niedźwiadkiem na ulicy Maksa z "Na Wspolnej". Albo Stasia z "W pustyni i w puszczy", jak kto woli. Biedny, chyba skapnął się, że go poznałam, bo zaczął szybciej iść i założył kaptur. Ale nie biegłyśmy za nim, wystarczająco dużo człowieków się mnie już boi. A tacy ludzie jak Adam Fidusiewicz to mają przerąbany życiorys.
Ale się zimno zrobiło na dworze. Masakra. Mam już dosyć tego mrozu, po jakiego jeża kolczastego on nam potrzebny?! Umiem to określić tylko jednym słowem, które kochałam w 1 klasie gimnazjum. Mianowicie: ALE ŻAL.
Jak cudownie mieć 9 lekcji jednego dnia. Marzenie każdego (nie)przeciętnego ucznia. Żyć nie umierać.
Miałam przed chwilą tyle do napisania, a teraz już nic nie pamiętam, co chciałam.
-Puk, puk
-Kto tam?
-Na pewno nie Stefan.