*** Z perspektywy Jasmin ***
"Twój cukiereczek nie jest taki doskonały, jak Ci się wydaje. Pamiętasz jak wspominałem, że pracuje dla mnie dużo ludzi? W tym i Twój Kyle! Niestety chłopak nie nadawał się do tej roboty i musiałem zadbać, by dobrze mnie "zapamiętał". Miłego dnia Skarbie."
Skręcało mnie jak czytałam wiadomość od tego przeklętego numeru. Nie mogłam uwierzyć, że mój przyjaciel był w to zamieszany. Jednak wiedziałam, że "On" nie żartuje. Trudno było uwierzyć w coś co nie składało się na logiczną całość. Przecież mój współpracownik chciał mi pomóc, chciał mnie chronić, więc jak mógł brać w tym wszystkim udział? Łzy mimowolnie spływały małymi kaskadami po moich policzkach. Mimo wszystko nie mogłam pozwolić by Kyle był nadal z "Nim",
dlatego powoli, zaczełam opracowywać plan. Długo nie zastanawiałam się nad swoim pomysłem, albo wyjdzie, albo nie. Od razu wzięłam się do roboty. Otworzyłam przeglądarkę w telefonie i wpisałam odpowiednie hasło wyszukiwania. Znalazłam potrzebny numer i zapisałam w książce telefonicznej, po czym wyczyściłam historię przeglądania na wszelki wypadek. W końcu przezorny, zawsze ubezpieczony.
"Podaj czas, miejsce i cenę. Chce z powrotem swojego przyjaciela."
"Chcę Ciebie Słoneczko. Ty za tego nędznego chłopaka. Park, przy fontannach, ten najbliżej Twojego domu. Godzina 3:00. Dzisiejszej nocy. Mam nadzieję, że będziesz grzeczna kotku i nie wywiniesz żadnego numeru."
"Nie martw się. Będę grzeczna."
Napisałam również wiadomość pod zapisany wcześniej numer z wszystkimi potrzebnymi informacjami. Liczyłam również na zaufanie. Jeśli okazałoby się, że jestem sama to mogłam pożegnać się ze wszystkimi. W mgnieniu oka rozplanowałam wszystko szczegółowo. Nie mogłam sobie pozwolić na chociażby jeden błąd. "On" był zdolny do wszystkiego, więc i ja musiałam być na to przygotowana. Napisałam listy pożegnalne na wszelki wypadek dla najbliższych. Nie mogli wiedzieć co się
tak naprawdę dzieje. Nie mogłam ich narazić na niebezpieczeństwo. Spakowałam również najpotrzebniejsze rzeczy. Gdyby plan się nie powiódł, chciałam mieć przy sobie chociaż czyste ubrania. Teraz zostało, jedynie czekać.
***
Równo o 2:30 wymknęłam się z domu. Chciałam na spokojnie dojść na umówione miejsce. Oczy i uszy miałam szeroko otwarte. Słyszałam pełno szmerów i szelestu gałęzi, ale nie przywiązywałam zbytniej uwagi do tego. Jeśli mnie obserwowali musiałam pokazać, że jestem silna i że się nie boje, jednak w rzeczywistiści było zupełnie na odwrót. O 3:00 byłam już w parku. Musiałam jak najszybciej działać. Nie wiedziałam w jakim stanie jest mój przyjaciel.
- No maleńka widzę, że zastosowałaś się do poleceń. Jestem z Ciebie dumny - z mroku wyłonił się mężczyzna.
- Gdzie jest Kyle? - wyparowałam. Narastał we mnie gniew.
- Jakby to powiedzieć? Nie jest w stanie sam podejść... - odpowiedział.
- W takim razie przyprowadź go i posadź na tej ławce a wtedy pójdę z Tobą. - oświadczyłam.
Mężczyzna machnął ręką w powietrzu, a wtedy dwóch goryli wypełzło z zarośli, niosąc bezwładne ciało. Podeszli do najbliższej ławki i rzucili go jak worek śmieci. Brunet jęknął i zaczął coś mamrotać niezrozumiale. Był cały zakrwawiony, posiniaczony, a niektóre kończyny były powykręcane w drugą stronę. Zdusiłam płacz i wziełam się w garść. Rozejrzałam się po okolicy. Niestety nikogo nie dostrzegłam. Czyli zostałam sama z tą trójką. Mój plan legł w gruzach i musiałam
dotrzymać słowa.
- A teraz Maleńka czas już na nas. - zakomenderował pierwszy z mężczyzn. Goryle na te słowa zareagowały jak na komędę. Otoczyli mnie i mocno ścisneli za ramiona. Nawet jakby mnie puścili, nie przedostałabym się przez nich. To był już koniec. W pewnym momencie mężczyźni puścili mnie, odwrócili się do mnie plecami, wyciągneli broń i przyjeli pozycję obronną. Wszystko rozegrało się tak szybko, że nim się obejrzałam siedziałam owinięta kocem w karetce, a drugą
zabierali Kyle'a. Ku mojemu zdziwieniu komisarz Wood spisał się w 100%.
- Dziękuję, że zwróciłaś się do nas o pomoc. Gdyby nie Twoja szybka interwencja ten chłopak by już nie żył. Z tego co się dowiedziałem jest w stanie krytycznym. Liczne złamania, obrażenia wewnętrzne, obrażenia głowy. Lekarze na tą chwilę nie są w stanie powiedzieć czy ten młodzieniec przeżyje. - powiedział policjant.
W moim gardle urosła gula, a w oczach zbierały się łzy. Owszem Kyle okłamywał mnie, straszył, ale był przy mnie. Praktycznie zawsze. Pomagał mi kiedy tylko mógł. Przywiązałam się do niego i nie mogłam ot tak słuchać o jego śmierci.
- To ja dziękuje, że mi Pan zaufał. Mógł pan to uznać za żart i po prostu zignorować. Domyślam się, że pwenie nie za często otrzymuje Pan takiego rodzaju wiadomości - odparłam.
- Racja. Teraz już nie masz o co się martwić. Cała trójka jest w drodze do aresztu, a po rozprawie na długo zamieszkają w więzieniu.- powiedział, pożegnał się i odszedł.
Wtedy poczułam wibracje.
"Nieźle Kotek. Nie myślałem, że będziesz w stanie się postawić. Niestety muszę Cię uświadomić. Ja nadal świetnie się czuje i śpię w wygodnym łóżku. A Tommiego, Artura i Briana już dawno chciałem się pozbyć, także dziękuję Maleńka. Dobrej nocy. Śnij o mnie."
CDN
18 WRZEŚNIA 2016
15 WRZEŚNIA 2016
14 WRZEŚNIA 2016
9 WRZEŚNIA 2016
9 WRZEŚNIA 2016
31 SIERPNIA 2016
22 SIERPNIA 2016
22 SIERPNIA 2016
Wszystkie wpisymagicznyswiatopowiadan
16 LUTEGO 2020
blackdrems
29 WRZEŚNIA 2018
xxmagicalstoriesxx
28 PAŹDZIERNIKA 2017
bajkoweopowiadanie
15 PAŹDZIERNIKA 2017
wojnaoswiat
22 LUTEGO 2017
xoxolifestoriesxoxo
10 WRZEŚNIA 2016
mystoryforyoou
18 SIERPNIA 2016
julita1506
17 SIERPNIA 2016
Wszyscy obserwowaniInni użytkownicy: keven45drozdzmateuszala539akowalczykxmajozazuzdorkarolinha922locze12345suzim7mamagermany
Inni zdjęcia: Przejście górą paulsa34Śnieg. paulsa34:) dorcia2700Śniadanie ...nie na trawie. halinamPo drugie samysliciel35Po pierwsze samysliciel35W czarnych okularach martawinkelGirls martawinkelEdmund martawinkelPl martawinkel