To mój ostatni wpis i zdjęcie przed porodem, następne będzie już Dominisiowe :)
Pierwszy termin porodu wyznaczony miałam na wczoraj, następny jest na jutro...
Zobaczymy jak nasz Kurczaczek zadecyduje, ale od wczoraj od godziny 20 COŚ zaczyna się dziać! :D
Nie wiem czy jesteśmy z Robełem jacyś dziwni, ale... Bardzo się cieszymy i niecierpliwimy, hihi <3
Zdjątko zostało zrobione dokładnie 5 dni po naszym ślubie, 30 października, w górach Opawskich :)
Myślę, że dzień naszego ślubu i podróż poślubna były najszczęśliwszymi dniami w moim życiu.
Moje serce, dusza, i miłość do Roberta były wtedy tak czyste i radosne... Nigdy nie przeżyłam czegoś tak
oczyszczającego i podniosłego, magicznego i sakralnego... Czułam się wtedy tak, jakbym narodziła się na nowo.
Nie liczyło się nic co zostawiliśmy za sobą, zapomniałam o wszystkim co było, czułam tylko ogromną miłość,
ufność, i dumę z bycia żoną. Całe dnie cudnie spędzaliśmy czas, każdego wieczoru upijaliśmy się,
i mimo nieciekawej już pory roku, słońce tak pięknie świeciło i grzało dla nas każdego dnia...
Począwszy od wesela i na podróży skończywszy - wszystko było idealne i wyjątkowe,
zupełnie jakby specjalnie dla nas, w prezencie od wszechświata :)
I chociaż wspominam te dni jako najszczęśliwsze, to dzisiaj kocham Męża jeszcze bardziej niż wtedy.
Chyba narodził się we mnie ten rodzaj miłości i ufności, którą w pewnym momencie utraciłam,
a za którą tak bardzo tęskniłam i nie wierzyłam, że jeszcze wróci... I chociaż znowu czuję,
że mogłabym umrzeć z miłości, to czuję się przez to też bardziej krucha. Znowu mogłabym pęknąć na mln kawałków.
Panicznie boję się tego, że znowu tak bardzo ufam i wierzę w naszą miłość, w Niego, i w to, że nie stanie się nic złego...
Bardzo długo bałam się otworzyć na takie uczucie, ale okres ciąży sprawił, że szalenie oszalałam na Jego punkcie.
Myślałam, że na dobre zmieniłam się ja, i moje podejście do partnerstwa, miłości, zaufania, a okazało się,
że dzięki ciąży znowu pokochałam Męża jak dzieciak, którego serducho i intencje są czystsze od łzy.
Naprawdę... Oddałabym za Niego życie, i mogłabym go tylko tulić, głaskać i całować. Matka wariatka :)
Ale przecież nie wzięło się to z powietrza! To On rozkochał mnie w sobie tym,
jak cudownie uczestniczy w naszej ciąży, jak bardzo się o mnie troszczy i mnie rozpieszcza...
Jest najlepszym Mężem Wężem na świecie, i już nie mogę doczekać się, aby poznać Go w roli Taty <3
-kCR-