Już od kilku dobrych dni mam problem ze snem. Albo sypiam całymi dniami i o dziwnych porach, albo wcale!
Obecnie mamy godzinę 6 rano, a ja w najlepsze zajadam winogrona, popijając moją ulubioną miętą z jabłkiem.
Poziom zmęczenia - max. Szerokość otwarcia gałek ocznych - również max. Aktywność młodego - max extreme.
Myślę, że odprawia pogo pomiędzy moimi żebrami, a pęcherzem. Ciąża taka błogosławiona! Miłość matki do dziecia nieznająca granic <3
Powyżej możecie podziwiać porcję eleganckich foteczek z wczoraj. Takiego mam przystojnego, i jak się za chwilkę dowiecie - bohaterskiego Małża! No więc, mój Ci On, małżowaty, został dzisiaj oficjalnie Zasłużonym Honorowym Dawcą Krwi *.* Sprawa dość poważna - odznaczenie, puchar, dyplom i te sprawy! ;) Zostaliśmy zaproszeni na uroczyste obchody Jubileuszu 45-lecia Klubu Honorowych Dawców Krwi, do którego należy eR. Serce żony - pęka z dumy! Nogi żony - ał, ajć, ajajaj! 1,5h przemówień, podziękowań, uścisków dłoni, i wręczania odznaczeń/medali/pucharów/dyplomów/prezentów i innych dobroci. A to wszystko w towarzystwie prezydenta miasta, dyrektorów kopalni, przedstawicieli związków, i samych szych z kręgu Polskiego Czerwonego Krzyża, klubów HDK PCK z całej Polski, i fundacji związanych z krwiodawstwem... Byliśmy w ciężkim szoku! To było naprawdę duże wydarzenie. Myślę, że obydwoje czuliśmy się bardzo uroczyście :) Myślałam, że pęknę z dumy, gdy Robert był zapraszany na środek i nagradzany brawami, a fotografowie z naszej mysłowickiej telewizji robili mu zdjęcia! Cieszę się, że został doceniony i nagrodzony za tyle lat regularnego oddawania krwi, i nie mogę doczekać się aż zasłuży na odznaczenie II-go i III-go stopnia... Jestem naprawdę szalenie dumna i zakochana w moim honorowym Mężu-Wężu! <3 Jeżeli chodzi o program imprezy, to "poczęstunek" okazał się być przepysznym i porządnym śląskim obiadem, tortem, ciastem, i kolacją, a "część artystyczna" - zabawą do samego rana ;) Zebraliśmy się po czterech godzinach, bo miałam około 5-ciu skurczy w regularnych odstępach około 20-minutowych, hihihi... :D Tatuś nie chciał ryzykować, i był pełen nadziei, że to już dzisiaj, więc zabrał mnie do domu - niestety synuś zrobił mu psikusa i zmienił zdanie! Ale kurcze... Byłoby fajnie! Gdyby urodził się w dzień odznaczenia swojego taty :P Po cichutku, a nawet głośno na to liczyliśmy... Kiedy wybije godzina zero, jak myślicie?
P.S. - Robo! Jesteś gość! <3 Podziwiam i szanuję!