Jeśli tu jesteś i nie wiesz o co chodzi to przeczytaj najpierw poprzedni post.
Jesteśmy nauczeni że posiadanie czegoś od razu z pominięciem całej drogi osiągania jest wspaniałe. Czemu więc ludzie którzy wygrali majątek się załamują?
Jeśli za cel w życiu postawisz sobie dorobienie się fortuny i nagle tę fortunę masz, to co dalej? Odbędziesz kilka ciekawych podróży, kupisz dom, auto, samolot może nawet i co? Fajnie nie? No nie. Bo nagle cały sens życia i poszukiwania zmienia się w cel przeegzystowania. Jeśli masz w życiu większe cele to pewnie nagłe zdobycie majątku nie zrobi z Ciebie psychicznego warzywa ale obserwując społeczeństwo z reguły widzę właśnie to dążenie do majątku.
Nie pijam kawy z popularnej sieci fast-foodów często, ale kiedy to robię to dlatego ze jest to nagroda. Dlatego wciąż po wielu latach uwielbiam ten moment kiedy pan w beżowym kubraczku wręcza mi mój papierowy kubek, odrywam plastikowy dzyndzel i z łakomstwa biorę pierwszy łyk parząc sobie przy okazji język. No nigdy się nie nauczę! Ale uwielbiam to. Gdybym piła tam kawę codziennie to w końcu któregoś dnia przestałabym to traktować jako coś wyjątkowego i godnego zapamiętania. Dążenie do małych celów i małych przyjemności sprawia że jesteśmy naprawdę szczęśliwi.
Chcesz obudzić się jutro z najlepszym ciałem świata? Ja nie chcę! Bo całe dążenie do dobrego wyglądu i radość z osiągania małych, codziennych celów to coś wspaniałego. Czemu mam cieszyć się tylko ten jeden raz skoro mogę się cieszyć codziennie?
Od jakiegoś czasu mam taki nawyk że kiedy leżę już w łóżku to sama dla siebie zastanawiam się co mnie dzisiaj ucieszyło. Jeszcze raz zanim zamknę oczy i odpłynę do krainy snów przypominam sobie miłe momenty które mnie spotkały.
Dziś pewnie pomyślę o mojej kawie, poparzonym języku, o pysznej i zdrowej fasoli z ryżem w mleku kokosowym. Kto wie może spotka mnie jeszcze cos miłego.