Dziś będzie tasiemiec bo chciałam 2 moje obserwacje wcisnąć w jedno.
Znacie dietę wypchanych policzków? Pewnie znacie. To taki moment kiedy człowiek dostaje olśnienia pod tytułem Od dziś będę się zdrowo odżywiać!. W przypływie tak rewelacyjnej idei zazwyczaj zapominamy o dość istotnym elemencie procederu spożywania o którym później. W każdym razie zobacz to w swojej głowie, przypomnij sobie moment w którym przeczesujesz lodówkę/szafki/sklep w poszukiwaniu zdrowych produktów, w szczycie ekscytacji przygotowujesz potrawę bogatą w makro i mikroelementy z której wręcz wylewają się pozytywne aspekty zjedzenia i strawienia. A potem siadasz i jesz. I jesz. I jesz coraz bardziej uświadamiając sobie co właśnie robisz. I dochodzisz do momentu który nazywam przełomem pełnych policzków& Z buzią pełną na wpół pogryzionego jedzenia patrzysz w talerz i odbywasz wewnętrzny konflikt interesów. Nie smakuje mi- ale to jest dla mnie dobre. Tyle witamin, tyle dobroci& Nie chcę tego zmarnować! I siedzisz tak czekając na przypływ wewnętrznych sił które pozwolą Ci przeżuć zawartość jamy ustnej do końca i przepchnąć do żołądka. W diecie wypchanych policzków masz 2 drogi wyjścia obrazić się solidnie na zdrowe jedzenie i wrócić do pyszności które już znasz lub tak kombinować żeby to co jest zdrowe było i dla Ciebie dobre!
Dlaczego tak się dzieje?
Zapominasz o potrzebie czerpania przyjemności z jedzenia.
Zapominasz też o czerpaniu przyjemności z dążenia do celu (jakby się ktoś nie zorientował to właśnie przechodzę do drugiego tematu).