Momentami czuję się jak zagubione dziecko. Idę chodnikiem, mijam ludzi i wiem, że mogę ich znać, co gorsza oni mogą znać mnie. Tracę poczucie anonimowości, przyspiesza oddech, tętno, zaczyna wzburzać we mnie lęk. Wracam do domu bezpiecznie. Nie aż tak, jakbym chciała, ale jednak wciąż bezpieczniej niż tam.
Powrót do rodzinnego miasta jest dziwny. Wiem, że nieco przesadzam, lecz powrót do dawnych miejsc budzi we mnie zawsze nostalgiczną refleksję. Powroty do starych obrazów, tych pięknych oraz tych brzydkich. Na swój specyficzny sposób naprawdę lubię ten stan. Pomimo tego, iż narzuca na mnie ogromne pokłady emocji, pozwala mi na nagi kontakt z samą sobą.
Siedzę przy blasku świecy, słucham Michelle Gurevich i powoli oswajam się z rzeczywistością. Sinusoidalnie tracę na wartości, po czym znów jej nabieram. Gubię wątki, gubię fotografie, a czasami mam wrażenie, że nawet fizyczne postacie znikają. We mnie delikatnie, aczkolwiek odczuwalnie porusza się strach przed swoim własnym światem. Ponieważ te obrazy wciąż zmieniają formę. Jednak prawda jest taka lubię się tutaj chować.
Największe poczucie bezpieczeństwa - przytulenie przed każdym Dobranoc i pocałunki po wszystkich Dzień dobry.