Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek czuła tak mocno, bym kiedykolwiek wcześniej potrafiła to czuć.
Czuję potężne zmiany nacierające na mnie zewsząd i wewnątrz. Jakbym była bardziej pewna, spokoja i jasna. A świat przechodzi gdzieś obok, z daleka, bez spopstrzeżeń. Synchronizuję swoje wewnętrzne ja ze swą otoczką. I choć słyszę czasem kwilenie dziecka, słyszę go mniej, słyszę go ciszej odnajduję drogę od siebie do siebie, może teraz to się opłaci.
Troche tego nie pojmuję, a trochę jestem dumna.
I jeszcze się staram, jeszcze uważam i kawał drogi mam do przejścia, lecz jestem zdecydowanie bliżej niż dalej. W końcu mam prawie dwadzieścia lat.
Czasami jeszcze zlękniona topię się, lecz obracam to w żart, słucham jakgdyby była to złota rada.
Mój oddech jest spokojniejszy, gdy idę ulicą - dosłownie.
I coraz częściej chcę wychodzić z domu,
boję się mniej.