Świat pachnie skoszoną trawą, a z zaułków wynurza się wiosna.
Robi się cieplej w sercu i lżej na duszy. Budzę się bez
krzyku.
I nie jest mi niedobrze.
Czuję ogromną niepotrzebę.
Bo mam.
I jest mi lekko i przyjemnie.
W życiu (chyba) każdego człowieka przychodzi przełomowy moment, kiedy to wszechświat wydaje się diametralnie zmieniać. Wszystko wokół staje się wyraźniejsze, a dusza i myśli silniejsze, dające o sobie intensywnie znać. Tak naprawdę to nie wszystko wokół, lecz wewnątrz przechodzi pewną metamorfozę. Zmienia sie postrzeganie, zmieniają się cele, a także oczekiwania wobec rzeczywistości (rzeczy wistości). Wiele rzeczy traci na znaczeniu, i nabiera. Jakbyś był niegdyś w zupełnie innej części miasta, skrawku podziemi, a dziś wynurzyłeś się na powierzchnię. I zaczynasz rozumieć. Na przykład uświadamiasz sobie, że domem nie jest miejsce a ludzie. Dostrzegasz, że tym domem są ramiona, w których wszędzie czujesz się bezpiecznie.
Jednak każdy przeżywa to inaczej i mogą Cię uznać za idiotę.