Powrót córy marnotrawnej. Po niemal roku.
Działo się wszystko co tylko możliwe. Nauka do matury , dostanie się na studia. Chwile dobre i złe. A przede wszystkim zakochanie, związek i jego zerwanie. Pół roku błogiego spokoju z nim. Nie miałam praktycznie stresu przed maturą ponieważ przy każdym spotkaniu z nim zapominałam o całym świecie. Było idealnie. Właśnie, było ... Jest mi z tym tak cholernie cieżko. Pierwszy raz przeżyłam coś takiego , pierwszy taz byłam z kimś takim. Czuję, że mi nadal na nim zależy. Wiem że nie ma to przyszłości bo wyjeżdżam , a my już nie zbudujemy tego co było kiedyś. To tak strasznie boli. I ta świadomość, że on już mnie nie potrzebuje, że nigdy nie spojrzy na mnie jak kiedyś.Boże, kiedy to piszę pierwszy raz od 2 miesięcy mam łyz w oczach. Muszę jakoś się już pozbierać. Wakację trochę pomogły. Wpadłam w ciąg imprez. Na zewnątrz zachowuję twarz, skorupę. Mówię, że gówno mnie obchodzi z kim on się spotyka ale tak na serio kiedy o tym pomyśle że inna może go przytulić, pocałować cała rozklejam się. Chociaż patrząc na mnie nie dziwie się , że już nie jesteśmy razem. Że przestał czuć to co kiedyś. Przecież ja nie mam nic do zaoferowania...
Wracam do odchudzania ze zdwojoną siłą. Chcę zaakceptować siebie. Nie potrafię patrzeć na siebie przychylnym okiem z uśmiechem na twarzy. Porównywanie siebie do wszystkich jest nie do wytrzymania. Coraz częściej łapie się na tym że chodzę tylko po takich miejscach gdzie nie ma ludzi. Nie chcę aby ktoś zobaczył mnie , tłustą, wstrędną. Pragnę zmienić wszystko.
Waże coś w okolicy 53-54 kg / 158 cm. Mój cel - 46 kg .
Liczę na wasze wsparcie i pomoc. Już raz mi pomogłyście.