Przychodzi dzień w którym wszystko wydaję się być bez sensu. Nie masz siły na nic, nawet żeby oddychać. Z każdym wdechem czujesz ból a serce rozrywa się na milion kawałeczków. Czujesz wstręt, obrzydzenie, niechęć, a tak naprawdę jednak nie czujesz zupełnie nic. Próbujesz uciec od tego wszystkiego, od tej chorej, szarej rzeczywistości. Tylko dokąd? Nie masz przed sobą nic, zupełnie nic, żadnej drogi. Więc zostajesz sam w tym samym miejscu i zastanawiasz się co dalej masz robić, skąd nabrać sił by wygrać tąwalkę z samym sobą. Jedyne czego chcesz to zasnąć i obudzić się kiedy już wszystko będzie dobrze, albo nie obudzić się wcale.. Przytłacza Cię uczucie, że nie jesteś w stanie nic zrobić. Nie pojęty fakt, że to wszystko dzieję się przez miłość. To piękne uczucie, które potrafi zabić. Wyżera od środka dzień po dniu coraz bardziej i bardziej, a Ty nie kontrolujesz jak bardzo Cię to wyniszcza. Ale zaraz coś się dzieje. Coś co zmienia wszystko. Problem zaczyna się rozwiązywać. Zdajesz sobie sprawę, że jest jednak coś co jeszcze może Cię uratowć. Jest ktoś kto wziął sprawy w swoje ręce. Ktoś kto nie mógł patrzeć jak spadasz w dół, z każdym dniem coraz szybciej aż niemalże sięgałeś dna. Podał Ci rękę byś mógł się stamtąd wydostać. Czułeś, że dasz radę, czułeś że teraz jesteś bezpieczny, czułeś że nie jesteś sam. Mimo, że straciłeś nadzieję na lepsze jutro i przestałeś wierzyć, że jeszcze może być dobrze- dajesz radę. Podnosisz się i zaczynasz walczyć o to co kochasz. Jesteś silniejszy od czegokolwiek. W końcu czujesz, że walka dobiega końca. Rzucasz miecz i wzdychasz z ulgą. Jesteś zwyciężcą.