To cholernie ciężkie udawać kogoś kim się nie jest, tylko dlatego by nie musieć się tłumaczyć. By nie musieć mówić co się czuje, o czym się myśli, jak to wszystko bardzo boli. Każdego dnia zakrywasz twarz pod maską szczęścia. Udajesz, że wszystko jest w porządku, że jesteś szczęśliwy, że nic złego się nie dzieje. Ludzie w to wierzą bo chcą w to wierzyć, bo tak jest po prostu łatwiej. Aż w końcu przychodzi wieczór. Ciemny, mroczny wieczór, pełen lęków. W końcu możesz zdjąć cieżką maskę i być sobą, bo jesteś sam. Już teraz nikogo nie musisz udawać, możesz być po prostu sobą. Patrząc w lustro czujesz obrzydzenie a łzy do oczu cisną się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie rozumiesz tego zachowania, nie rozumiesz samego siebie. Nikt nie rozumie, bo nawet nie próbuje zrozumieć. Jesteś w tym sam, zupełnie sam. Bez sił i chęci do walki. Do walki z samym sobą. Nie myślisz o niczym poza tym co tak cholernie boli, co rozrywa Twoje serce na kawałki. Tęsknisz.. Tęsknisz za tym co było kiedyś. Za beztroskim życiem, za szczęśliwą rodziną, za przyjaciółmi którzy mieli nigdy nie odejść. Teraz po tym wszystkim zostały tylko wspomnienia. A osoba którą kochasz? Milczała. Milczała bo nie wiedziała co się z Tobą dzieje, co Cię gryzie, co dręczy i zabija. Czy myślała kiedyś dlaczego tak się stało? Dlaczego odeszłeś i Cię nie ma? Czy myślała co było przyczyną? Czy tęskniła? A może nie robiło to dla Niej większej różnicy? Co robiła, kiedy Ty umierałeś od środka? Co robiła kiedy Jej potrzebowałeś? Co robiła, kiedy co nac płakałeś, krztusząc się własnymi łzami? Co robiła, kiedy byłeś na skraju załamania? Gdzie była i co robiła przez ten czas? Dlaczego nie dawała już szczęścia jak kiedyś? Dlaczego pozwoliła Ci odejść? Dlaczego pozwoliła byś cierpiał? Dlaczego nie próbowała Cię zatrzymać? Gdzie podziała się Jej miłość? Gdzie podziała się troska? Poczucie bezpieczeństwa z Jej strony? Tyle pytań, a na żadne z nich nie znasz odpowiedzi. Teraz znowu jest przy Tobie. Ale jest inaczej niż kiedyś. Boisz się, nie potrafisz zaufać jak przedtem i ciągle masz wątpliwości. Zastanawiasz się jak będzie tym razem. Czy znowu skończy się tak samo? Czy znowu zostaniesz w tym wszystkim zupełnie sam? Masz tylko Ją. Uczucie do Niej nie minęło. Rośnie każdego dnia coraz bardziej, a Ty każdego dnia coraz bardziej cierpisz i coraz bardziej się boisz. Co zrobisz jak znowu odejdzie? Co zrobisz jak znowu się rozstaniecie? Co zrobisz tym razem? Każdej pierdolonej nocy ciągle o tym myślisz. I płaczesz, jak dziecko bo żyjesz w tej cholernej niepewności, która Cię zabija. Jesteś żałosny, ale bardzo cierpisz. Rozpadasz się na kawałki. Nie panujesz nad sobą. Do tego stopnia, że nie rozumiesz nawet co się dzieje. Zadawanie sobie bólu wydaje się najlepszym dla Ciebie rozwiązaniem w takich momentach. Masz ochotę krzyczeć, płakać, trzęsiesz się. To wszystko to bezsilność. Bezsilność, niepewność i strach. To Cię niszczy. Czujesz? Czujesz jak się zapadasz? Czujesz jak się kruszysz? Czujesz to? To pierdolone uczucie? Bezradność? Przeszywa Cię każdego pieprzonego dnia. Nikt nie widzi. Nikt nie słyszy. Wszyscy milczą. Nikt nie zwraca nawet uwagi. A Ona? Ona niczego się nie domyśla. Nie pomyślałaby nawet, że aż tak bardzo jest z Tobą źle. Że aż tak bardzo się boisz o to, że odejdzie, że bardzo tęsknisz, że ciągle płaczesz nie radząc sobie z tym wszystkim. A Ty? Sam jej tego nie powiesz. Nie masz odwagi. Jaka będzie Jej reakcja? Co zrobi? Czy będzie lepiej? Jedyne czego potrzebujesz to troski, miłości i cierpliwości. Czy to tak wiele? Czy zdoła zapewnić Ci wszystko czego potrzebujesz? A może Ona już po prostu nie ma siły? Po raz kolejny jesteś słaby, obrzydliwie żałosny bo przeraża Cię świat. Przeraża Cię przyszłość. Czy potrafi pokonać Twe lęki? Czy będzie w stanie sprostać temu co Cię męczy? A może odsunie się bo to za wiele. Może będzie wymykać Ci się z rąk, aż w końcu ucieknie w nieznane i nie będzie o Tobie już pamiętać? Tyle pytań, brak odpowiedzi. Jak długo będziesz musiał się jeszcze bać? Jak długo masz żyć takim życiem. Nie, Ty nie żyjesz, Ty tylko oddychasz. Ona była i jest Twoim życiem, ale nie czujesz Jej na tyle dobrze by normalnie, jak człowiek funkcjonować. Przeraża Cię to, bo Ją kochasz. Cholernie mocno Ją kochasz. Czujesz wstręt do siebie bo nie możesz Jej wiele dać. Nie możesz dać Jej tego czego potrzebuje. A czego właściwie potrzebuje? Twierdzi, że wszystko, a mimo tego nadal czujesz że czegoś Jej trzeba. Że to nie do końca prawda co mówi i po raz kolejny dopada Cię setka pytań. Żyjesz pytaniami bez odpowiedzi. Zastanawiasz się czasem jakby to było odejść. Wyjść i nigdy nie wrócić. Pójść gdzieś gdzie nikt Cię nie znajdzie. Hmm.. Pytanie brzmi, czy w ogóle ktoś by Cię szukł? Czy tęskniłby gdybyś wyszedł i nie wrócił. Czy płakałby z tęsknoty. Jedyne czego chcesz to Jej uwagi, poświęcenia. Nie chcesz odchodzić. Tak naprawdę chcesz być i czuć się potrzebny. Nie chcesz być sam. To głupie wmawianie sobie bo czujesz, że to najlepsze rozwiązanie bo nie zwariować. Ale to w niczym nie pomaga, bo chcesz Jej a wcale Jej nie czujesz i to tak cholernie boli. Cholernie boli to wszystko.