Ostatnio moje szczęście ogranicza się do minimum. Chodzi o zadowolonie z życia, które od jakiegoś czasu chyba bywa mi obojętne. Dołują mnie pewne sprawy, ale to już zachowam dla siebie. Sądzę, że wakacje są w porządku. Dzisiaj spędziłam miły dzień z Bednarek. Brakowało mi tego- dwaj hipsterzy idący przez Gorzów. Kocham to. Ostatnio niesamowicie prześladują mnie jakieś smutne piosenki przy których kocham zasypiać. Stały się one codziennością, tak myślę. W sumie kogo obchodzą moje problemy? Zaraz przejdą, a jeżeli nie potłumię je w sobie. Robię tak zawsze i przechodzi.
Jutro ekstra biba z Kajtlen, Morsem i Zohenem. Brakowało mi tych naszych imprezek i tańczenie do trzeciej do szatańskiego zespołu i drzeniem się na całe deszczno growlem "Palimy kota!". Kocham was, idiotki. Mam nadzieję, że jutro powtórka?
Więc słucham sobie Ed'a Sheerana, czytam homo dramaty i jest okej. Poprawiam sobie humor Beutiful Soul- naszą piosenką. Mam z nią tyle wspomnień, że po prostu szkoda gadać. Lubię mieć takie wesołe wspomnienia z ludźmi z którymi przyjaźnię się od dobrych dziewięciu lat i do dnia dzisiejszego się odemnie nie odwrócili. Dziękuję, bo naprawdę czasami bywam nieznośna.