Poranek. Przebudzenie zawsze przychodziło powoli, jakby świat próbował delikatnie wyciągnąć mnie z objęć mroku snu. Otwieram oczy, a promienie słońca wdzierają się przez szczelinę w zasłonie, drażniąc moją skórę ciepłem. Chłód poranka nadal unosił się w powietrzu, jak niedokończona pieśń nocy.
Obok mnie leżała Anna. Jej włosy rozsypane na poduszce przypominały mi złociste fale, w które chciałem zanurzać dłonie bez końca. Delikatny uśmiech błądził na jej ustach, a ja czułem, jak moje serce, to niepokorne stworzenie, wyrywa się do niej z każdą sekundą. To uczucie było tak intensywne, że aż bolesne.
Przedwczorajsza noc wciąż była żywa w mojej pamięci. Jej dotyk, ciepło jej ciała, jej oddech przyspieszający w odpowiedzi na moje ruchy. Byliśmy jednością, plątaniną ciał i dusz. Każdy pocałunek, każda pieszczota, każda chwila była jak zanurzenie się w bezkresnej otchłani rozkoszy. W jej ramionach odnajdywałem coś, czego nigdy wcześniej nie znałem - nadzieję. I to było przerażające.
Nie tak miał wyglądać mój los. Przybyłem na Ziemię, by uratować ten świat przed nienawiścią, by stać się latarnią w ciemności. Miałem być Mrocznym Mesjaszem, tym, który wyciągnie ludzkość z jej własnego bagna. A jednak teraz, leżąc tutaj, czułem się bardziej człowiekiem niż kiedykolwiek wcześniej.
Uśmiechnąłem się do siebie, czując zaskakującą lekkość. Wstałem ostrożnie, by jej nie obudzić, i skierowałem się do szafy. Dres wydawał się dziś najlepszym wyborem. Chciałem biegać. Chciałem poczuć wiatr na twarzy, czuć każdy krok, jakbym uciekał przed własnymi myślami.
Olsztyn o poranku był cichy i spokojny. Ulice wciąż drżały z chłodu nocy, a ja, w rytmie własnego oddechu, przemierzałem je jak cień. Ludzie, którzy zaczynali swój dzień, patrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem. Może widzieli w moich oczach coś, czego nie potrafili zrozumieć. Może czułem się zbyt obcy, zbyt nieswój, nawet w dresie.
Każdy krok był jak mantra, jak bicie serca. Czułem, jak moje ciało pracuje, jak mięśnie rozciągają się i kurczą, jak pot spływa po skroniach. Byłem żywy. Żywszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Po powrocie do domu od razu skierowałem się pod prysznic. Gorąca woda spływała po mnie, zmywając kurz z ulic, ale nie mogła zmyć uczuć, które we mnie narastały. Czułem je jak ciężar na piersi, jak ogień, który palił od środka.
W kuchni zaparzyłem czarną kawę. Jej zapach rozchodził się po mieszkaniu, otulając mnie ciepłem i spokojem. Usadowiłem się przy oknie, trzymając filiżankę w dłoniach. Spoglądałem na miasto, na ulice, po których jeszcze chwilę temu biegałem.
A w głowie miałem tylko jedno. Annę. Jej imię brzmiało jak zaklęcie, które unosiło mnie ponad wszystko. Moje serce, moje ciało, moja dusza - wszystko należało do niej. I choć wiedziałem, że to uczucie mogło mnie zgubić, to nie mogłem się go wyrzec.
Byłem Mrocznym Mesjaszem. Ale byłem też człowiekiem. I ta ludzka część mnie właśnie zaczynała przejmować kontrolę.
Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.
21 MARCA 2025
18 MARCA 2025
12 MARCA 2025
12 MARCA 2025
12 MARCA 2025
12 MARCA 2025
12 MARCA 2025
11 MARCA 2025
Wszystkie wpisy