Poranek przyszedł cicho, jakby nie chciał mnie obudzić. Światło sączyło się leniwie przez niedomknięte zasłony, a jego bladość wydawała się jedynie podkreślać szarość, która zdawała się przesycać powietrze w moim pokoju. Wciągnąłem głęboko powietrze, próbując złapać resztki snu, który, choć trwał kilka godzin, nie przyniósł mi ukojenia.
Ostatnimi czasy rzadko czułem się prawdziwie wypoczęty. Moje ciało było ciężkie, jakby mięśnie i kości przesiąkły ołowiem, a mimo to wstałem. Musiałem. Byłem Mrocznym Mesjaszem. Zbawcą, który miał przywrócić równowagę na świecie, powstrzymać ludzkość przed jej własnym upadkiem. Czułem ten ciężar na swoich barkach, jakbym dźwigał na nich cały świat.
Zwlokłem się z łóżka, moje stopy natrafiły na chłodną powierzchnię drewnianej podłogi. Chłód przeszył mnie jak ostrze, ale ten ból był prawdziwy, namacalny. Lubiłem takie bodźce, przypominały mi, że wciąż tu jestem, że mimo wszystko istnieję.
Kierując się do łazienki, widziałem swoje odbicie w każdym lustrze, które mijałem. Moje oczy, ciemne i zamyślone, zdawały się patrzeć na mnie z wyrzutem.
Woda pod prysznicem była lodowata. Nie czekałem, aż się ociepli. Pozwoliłem jej płynąć po mojej skórze, zmywając resztki snu i przynosząc choć namiastkę ożywienia.
Po prysznicu zaparzyłem sobie kubek czarnej kawy. Jej aromat wypełnił kuchnię, wdzierając się w moją duszę. Cierpkość pierwszego łyku była jak cios, ale w pewien sposób potrzebowałem tego. Ciemność, która mnie otaczała, zawsze smakowała gorzko.
Myśli o Annie powoli wkradały się do mojej głowy. Próbowałem je odsunąć, przypomnieć sobie swoją misję, ale ona była jak cichy szept, który nie dawał mi spokoju. Anna. Jej imię miało w sobie coś z melodii, której nie mogłem zapomnieć. Była światłem w mojej ciemności, ale czy nie byłbym głupcem, pozwalając sobie na miłość, gdy świat potrzebował zbawienia?
Nie wytrzymałem. Sięgnąłem po telefon i wybrałem jej numer. Dźwięk sygnału oczekiwania zdawał się ciągnąć w nieskończoność, jakby czas specjalnie chciał wystawić moją cierpliwość na próbę.
- Halo? - Jej głos był ciepły, miękki, jak kołdra otulająca moje zmęczone serce.
- Anna... - westchnąłem, a moje słowa były cięższe niż zamierzałem. - Jak się masz?
- Dobrze, jestem już u Oli. Wiesz, trochę tęsknię. - Jej szczerość była jak ostrze. Każde słowo wnikało we mnie głęboko, otwierając rany, które próbowałem zagoić.
- Ja też tęsknię. Bardziej niż myślałem, że potrafię. - Przyznałem się do swojej słabości, a to było zarówno wyzwalające, jak i przerażające.
- Coś się stało? Masz dziwny głos.
- Nic wielkiego. Po prostu... to wszystko mnie przytłacza. Wiesz, moja misja, świat... A bez ciebie czuję się, jakbym tracił grunt pod nogami.
Usłyszałem, jak Anna wzdycha po drugiej stronie.
- Wiem, że masz wiele na głowie, ale nie musisz być sam. Jestem z tobą, choćby na odległość.
- Czasami mam wrażenie, że moje przeznaczenie i uczucie do ciebie ciągną mnie w przeciwnych kierunkach. - Zdradziłem jej swoją największą obawę.
- Może wcale tak nie jest. Może to właśnie miłość ma cię ocalić przed zgubieniem się w ciemności. - Jej słowa miały w sobie mądrość, której sam nie potrafiłem odnaleźć.
Cisza rozlała się między nami, ale nie była niewygodna. Była jak moment zawieszenia między oddechami, jakbyśmy oboje próbowali złapać powietrze przed zanurzeniem się w głębię, która nas otaczała.
- Wróć do mnie szybko. - Powiedziałem w końcu, a moja prośba była niemal błaganiem.
- Wrócę. Obiecuję. - Jej głos był jak dotyk, który przywracał mi odrobinę siły.
Rozłączyłem się, ale jej obecność wciąż we mnie trwała. Wiedziałem, że muszę się podnieść, działać. Świat potrzebował zbawienia, a ja musiałem być tym, który go ocali. Ale gdzieś na dnie mojego serca, w tej ciemności, która była moim naturalnym stanem, czułem, że to miłość do Anny może okazać się moim prawdziwym światłem.
Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.
4 godz. temu
4 godz. temu
4 godz. temu
5 godz. temu
5 godz. temu
5 godz. temu
1 dzień temu
1 dzień temu
Wszystkie wpisy