Przybyłem na ten świat, gdy jego serce biło już ledwie słyszalnym rytmem. Jakby cała Ziemia była ogromnym organizmem, którego życie powoli wygasało. W powietrzu unosił się zapach popiołu i gnijących marzeń. Moim celem było uratowanie tego, co jeszcze pozostało, jednak z każdym krokiem czułem, że ta misja była bardziej skomplikowana, niż mogłem przypuszczać.
Spotkałem Annę w chwili, gdy jej śmiech, lekki jak powiew wiosennego wiatru, przebił się przez szarą kurtynę tego świata. Była jak promień słońca, który przedarł się przez ciężkie chmury. Miała oczy pełne nadziei, choć wokół nas rozpościerała się ciemność. Nie planowałem się zakochać. Uczucie było jak ziarno, które padło na żyzną glebę, a potem zaczęło kiełkować mimo moich prób powstrzymania tego procesu.
Dziś wybraliśmy się na spacer po wiosennym lesie. Natura budziła się do życia, zieleń listowia była tak intensywna, że aż bolały oczy. Ptaki śpiewały jakby wbrew wszystkiemu, jakby nie istniał ból i rozpacz. Anna szła obok mnie, delikatnie ściskając moją dłoń. Czułem ciepło jej skóry, a to proste doznanie przypominało mi, że wciąż jestem tylko istotą z krwi i kości.
- Myślisz, że świat można jeszcze uratować? - zapytała, przerywając ciszę. Jej głos miał w sobie coś z melodii, której nigdy nie chciałoby się przestać słuchać.
- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze. - Ziemia jest jak dom zbudowany na ruchomych piaskach. Ludzie sami go niszczą. Nienawiść, chciwość, brak empatii... To wszystko jak trucizna.
- Ale przecież są też dobrzy ludzie. Tacy, którzy kochają, pomagają innym. Tacy jak ty - powiedziała, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi oczami pełnymi nadziei.
Zaśmiałem się gorzko.
- Ja? Anna, jestem Mrocznym Mesjaszem. Moim zadaniem jest przywrócenie równowagi, ale czasem boję się, że jedyną drogą do tego jest całkowite zniszczenie. Że trzeba wszystko spalić do gołej ziemi, by dać szansę na nowe życie.
- Nie mów tak. Każde życie jest cenne. Nawet wtedy, gdy wydaje się pozbawione sensu - jej głos był cichy, ale pełen determinacji.
Zatrzymaliśmy się na skraju polany. Wysoka trawa falowała delikatnie pod wpływem wiatru, jakby świat jeszcze miał nadzieję na lepsze jutro. Czułem ciężar decyzji, które musiałem podjąć. Czułem również, jak miłość do Anny plącze moje myśli, jak sprawia, że zaczynam wątpić we własną misję.
- Co jeśli miłość jest jedynym kluczem? - zapytała nagle.
- Miłość? W świecie pełnym nienawiści?
- Właśnie dlatego. Może to jedyna siła, która może pokonać mrok.
Spojrzałem na nią. Jej twarz była oazą spokoju. W jej oczach widziałem odbicie świata, który mógłby istnieć - świata, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem, w którym dzieci śmieją się bez lęku, a natura odzyskuje swą równowagę.
- Anna... - zacząłem, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Oplotła mnie ramionami. Jej uścisk był ciepły i kojący. Czułem, jak moje serce, to obciążone mrokiem serce, zaczyna bić mocniej, szybciej. Jakby jej miłość była latarnią wśród burzy.
- Nie poddawaj się, proszę - szepnęła. - Zawsze jest nadzieja.
Zacisnąłem powieki, czując, jak łzy palą moje policzki. Może miała rację. Może miłość była jedyną odpowiedzią na wszystkie pytania. Ale czy miałem odwagę, by uwierzyć w coś tak prostego i czystego, gdy cały świat wołał o zniszczenie?
Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.
4 godz. temu
4 godz. temu
4 godz. temu
4 godz. temu
4 godz. temu
4 godz. temu
1 dzień temu
1 dzień temu
Wszystkie wpisy