photoblog.pl
Załóż konto

Czuję, jak świat się kruszy. Każdego dnia widzę to coraz wyraźniej - nienawiść wdziera się w ludzkie serca jak trucizna, niszczy wszystko, co piękne, czyste i niewinne. Zostałem zesłany, by ocalić ten świat przed ostatecznym upadkiem. Jestem Mrocznym Mesjaszem. To brzemię ciąży mi na ramionach niczym głazy, które muszę dźwigać przez pustkowia ludzkiej rozpaczy.

 

Ale coś się zmieniło. Wszystko zaczęło się, gdy spotkałem Annę.

 

Jej śmiech brzmiał jak melodia wśród chaosu, a jej oczy były jak dwa zielone jeziora spokoju pośród burzy. Kiedy spoglądała na mnie, miałem wrażenie, że widzi nie tylko moje czyny, ale i duszę. To uczucie było niebezpieczne, niszczyło moje mury, które tak pieczołowicie budowałem. Miałem ratować świat, ale jak miałem tego dokonać, gdy czułem, że zatracam się w niej z każdym dniem?

 

Pewnego letniego dnia Anna zaprosiła mnie na wieś, do swojej babci. Mówiła, że to miejsce ma w sobie coś magicznego, że może tam odnajdę spokój, którego tak bardzo potrzebuję. Jej babcia posiadała stadninę koni, a Anna obiecała mi przejażdżkę po okolicznych łąkach. Zgodziłem się, chociaż gdzieś w głębi mnie tlił się niepokój.

 

Kiedy dotarliśmy na miejsce, powitała nas starsza kobieta o łagodnym spojrzeniu. Jej dłonie były spracowane, ale gdy przytuliła Annę, czułem, że w tym geście jest całe morze miłości.

 

- Babciu, to jest... - Anna zawahała się na moment. - To jest mój przyjaciel.

 

Skinąłem głową w geście powitania.

 

- Miło mi panią poznać - powiedziałem cicho.

 

Babcia uśmiechnęła się ciepło, jakby wiedziała o mnie więcej, niż bym chciał, żeby wiedziała. Poczułem, jak moje serce przyspiesza. Czyżby moja natura była aż tak oczywista?

 

Wkrótce potem znaleźliśmy się w stadninie. Anna wybrała białą klacz o imieniu Luna, a mnie przypadł czarny ogier - Cień. Był niespokojny, jego nozdrza rozszerzały się z każdym moim ruchem. Czułem, że wyczuwa we mnie mrok, który tak skrzętnie ukrywam.

 

- Gotowy? - zapytała Anna, dosiadając Lunę z gracją.

 

- Tak - odpowiedziałem, choć w moim głosie była nuta niepewności.

 

Ruszyliśmy. Wiatr rozwiewał nasze włosy, a słońce igrało na złocistych polach. Na chwilę zapomniałem o swoim przeznaczeniu, o misji, która mnie tu sprowadziła. Liczyła się tylko Anna i ten moment.

 

Po jakimś czasie dotarliśmy nad brzeg jeziora. Woda była spokojna, a jej tafla odbijała błękit nieba.

 

- Zatrzymajmy się tutaj - zaproponowała Anna.

 

Zeskoczyłem z Cienia i pomogłem jej zejść z Luny. Nasze dłonie spotkały się na moment, a przez moje ciało przebiegł prąd. Odsunąłem się szybko, próbując ukryć emocje, które mnie przytłaczały.

 

Usiedliśmy na trawie, w cieniu starej wierzby. Anna rozłożyła koc i wyjęła z plecaka butelkę lemoniady oraz kilka kanapek.

 

- Wiesz, czasem zastanawiam się, co skrywasz w sercu - powiedziała nagle. Jej głos był cichy, niemal jak szept.

 

- A co myślisz, że tam znajdziesz? - zapytałem, unikając jej wzroku.

 

- Smutek. Ale też... nadzieję. - Dotknęła mojej dłoni. - Nie musisz być sam w tym wszystkim.

 

Zacisnąłem palce na trawie, jakbym chciał uchwycić się czegokolwiek, co da mi oparcie.

 

- Anna, nie wiesz, kim jestem - powiedziałem z trudem. - Nie możesz wiedzieć.

 

- Może nie znam wszystkich szczegółów, ale widzę cię. I to mi wystarcza.

 

Cisza rozlała się między nami. W oddali słychać było śpiew ptaków, szum wody muskającej brzeg. Czułem, jak moje serce bije mocniej, jak coś we mnie pęka. Jakby wszystkie mury, które stawiałem przez lata, zaczynały się kruszyć.

 

- Co, jeśli powiem ci, że noszę w sobie mrok? - spytałem, a mój głos drżał. - Że przyszedłem tutaj, by walczyć z nienawiścią, ale sam nie wiem, czy jestem wystarczająco silny?

 

Anna nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego przytuliła się do mnie, jej głowa spoczęła na moim ramieniu. Poczułem jej ciepło, jej spokój. Była jak światło w mojej ciemności.

 

- Wiem, że dasz radę. Nie musisz być idealny, żeby ocalić świat. Wystarczy, że będziesz sobą.

 

Zamknąłem oczy, pozwalając sobie na ten moment słabości. Może po raz pierwszy w życiu nie musiałem udawać, że jestem kimś więcej, niż naprawdę byłem.

 

Czas płynął, a my siedzieliśmy nad jeziorem, jakby świat na moment przestał się kręcić. W jej ramionach czułem coś, czego nie znałem wcześniej - prawdziwe, nieoczekiwane szczęście. I może właśnie wtedy, tam nad brzegiem jeziora, zrozumiałem, że miłość nie musi być moją słabością. Może to ona stanie się moją siłą.

 

Bo jak można uratować świat przed nienawiścią, jeśli samemu nie zna się miłości?

Dodane 9 godz. temu
14
Info

Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.

Informacje o thevengefulone


Inni zdjęcia: 9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx:) qabiResza figur Wilkonia bluebird11sezon lodów patkigd:) dorcia2700.. locomotivHiacynty pachnące na dobranoc halinamJeb najprawdopodobniejnie