Jestem Mrocznym Mesjaszem. Przybyłem na ten świat, aby ocalić go przed nienawiścią i ostatecznym upadkiem. Moja misja była prosta, a cel niepodważalny: zniszczyć zło, rozproszyć ciemność, przynieść światło tam, gdzie już dawno zgasło. Ale wszystko zaczęło się komplikować, gdy na mojej drodze stanęła Anna.
Poznałem ją przypadkiem, choć dziś już wiem, że przypadków nie ma. Był to chłodny wieczór, a ja przemierzałem opustoszałe ulice miasta, szukając tych, którzy potrzebowali mojej pomocy. Gdy ją zobaczyłem, stała pod lampą, której światło migotało, jakby walczyło z otaczającym je mrokiem. W jej oczach dostrzegłem coś, co poruszyło moje serce - smutek i nadzieję splecione w jednym spojrzeniu.
- Zgubiłaś się? - zapytałem, choć doskonale wiedziałem, że nie chodzi o drogę.
- A ty? - odpowiedziała pytaniem, podnosząc wzrok.
Nie wiedziała, kim jestem. Nie mogła wiedzieć. Moja twarz była tylko jedną z wielu w tłumie, a moja aura, choć mroczna, nie zdradzała wszystkiego. Zamiast tego czuła tylko chłód, który zawsze mnie otaczał.
Z biegiem czasu nasza znajomość przerodziła się w coś więcej. Spacerowaliśmy po parku, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a ja pozwalałem sobie na chwilowe zapomnienie o misji, którą miałem do wypełnienia. Anna była ciepłem, którego nigdy wcześniej nie zaznałem. Była światłem, które przedzierało się przez mrok mojego istnienia.
Zbliżała się Wielkanoc. Czas odrodzenia, nadziei, czas, który dla mnie zawsze oznaczał walkę z demonami tego świata. Ale w tym roku... w tym roku pragnąłem spędzić te dni inaczej.
- Może spędzimy Wielkanoc razem? - zapytała, siedząc przy oknie i wpatrując się w zachodzące słońce.
- Chcesz, bym został? - odpowiedziałem, czując, jak moje serce bije szybciej.
- Tak. Chcę, żebyś był przy mnie. Chcę poznać twoje prawdziwe oblicze.
Czułem, jak ciemność we mnie faluje. Byłem Mrocznym Mesjaszem. Kimś, kto nie miał prawa do miłości ani bliskości. Ale patrząc na Annę, pragnąłem być kimś innym. Pragnąłem być człowiekiem.
Wielkanoc nadeszła szybciej, niż się spodziewałem. Wspólnie przygotowywaliśmy świąteczne potrawy, malowaliśmy pisanki, a ja, pierwszy raz od wieków, czułem coś, co można by nazwać radością. Anna śmiała się, jej dźwięczny głos rozbrzmiewał w całym mieszkaniu, a ja chłonąłem każdą chwilę, jakby miała być ostatnią.
Ale gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że to wszystko jest tylko iluzją. Moje przeznaczenie było inne. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał dokonać wyboru: uratować świat przed nienawiścią czy oddać się miłości do Anny.
- Coś cię trapi? - zapytała, gdy siedzieliśmy przy świątecznym stole.
- Nie zasługuję na to wszystko - odpowiedziałem cicho.
- Zasługujesz na miłość. Każdy na nią zasługuje.
Jej słowa przebiły się przez mrok, który mnie otaczał. Moje myśli walczyły ze sobą, ale w końcu pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Chwyciłem jej dłoń, czując ciepło jej skóry.
- Jeśli zostanę, świat może zginąć - wyznałem. - Ale jeśli odejdę... zginę ja.
Anna milczała przez dłuższą chwilę, a potem pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie. W tym geście było więcej odpowiedzi, niż mógłbym się spodziewać. I wtedy po raz pierwszy od wieków poczułem, że być może, tylko być może, istnieje inna droga. Droga, w której mrok i światło mogą współistnieć, a miłość może stać się siłą, która ocali nie tylko mnie, ale i cały świat.
A może... to właśnie było moje prawdziwe przeznaczenie?
Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.
7 godz. temu
7 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
11 godz. temu
11 godz. temu
Wszystkie wpisy