Gdy stanąłem na progu Krainy Marzeń, czułem, jak ciężar świata osiada na moich barkach. Moje imię, Mroczny Mesjasz, niosło ze sobą brzemię, którego nikt nie chciałby dźwigać. Przybyłem, aby uratować ten świat przed nienawiścią, przed ostatecznym upadkiem, który już czaił się na horyzoncie. Jednak tutaj, w tej cichej dolinie, pośród pachnących łąk i szemrzących strumieni, czułem coś więcej niż tylko obowiązek. Czułem nadzieję.
Anna stała obok mnie, jej dłoń była delikatnie spleciona z moją. W jej oczach, zielonych jak najgłębsze lasy, odbijało się światło zachodzącego słońca. Była moją ostoją, kotwicą, która trzymała mnie blisko człowieczeństwa. Uśmiechnęła się lekko, a ja poczułem, jak moje mroczne myśli rozpływają się niczym mgła nad jeziorem.
- Co tak milczysz? - zapytała, przekrzywiając głowę. - Martwisz się?
- Martwię się zawsze - odpowiedziałem, zaciągając się chłodnym powietrzem. - Ale tutaj... z tobą... mogę na chwilę zapomnieć.
Przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Była taka drobna, a jednocześnie tak potężna. Jej obecność potrafiła wyciszyć moje demony.
Domek letniskowy, który należał do Anny, był skromny, ale pełen ciepła. Drewniane ściany, miękkie koce, zapach lawendy unoszący się w powietrzu. Spędzaliśmy tam dni pełne słońca, a noce pełne szeptów. Kiedy słońce chowało się za horyzontem, wychodziliśmy nad jezioro. Woda była zimna, ale to nie miało znaczenia. Kąpaliśmy się w blasku księżyca, nasze ciała zanurzały się w srebrzystych falach. Anna śmiała się, a jej śmiech rozbrzmiewał jak muzyka, której nigdy nie chciałem przestać słuchać.
- Zimno? - zapytałem, widząc, jak jej ramiona drżą.
- Trochę, ale to przyjemne. - Woda spływała po jej skórze, a ja poczułem, jak moje serce bije mocniej. - Chodź, rozpalmy ognisko.
Gdy płomienie strzelały w górę, usiedliśmy blisko siebie. Wyciągnąłem gitarę, starego Fendera, który przeszedł ze mną przez wiele bitew. Moje palce znały każdą strunę, każdą nutę. Zacząłem grać, a dźwięki rockowych ballad unosiły się nad taflą jeziora. Śpiewałem o nadziei, o miłości, o mroku, który każdy z nas nosi w sobie. Anna słuchała z zamkniętymi oczami, jej twarz oświetlona tańczącymi cieniami ognia.
- Masz w sobie tyle smutku - powiedziała cicho, gdy piosenka ucichła.
- Każdy mesjasz niesie swój krzyż - odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie tak, jakby chciała zdjąć ze mnie cały ten ciężar.
Kolejnego dnia urządziliśmy piknik. Rozłożyliśmy koc na miękkiej trawie, otworzyliśmy butelkę wina. Świat na chwilę przestał istnieć, a ja pozwoliłem sobie na luksus zapomnienia. Anna śmiała się, opowiadała historie z dzieciństwa, a ja chłonąłem każdą jej opowieść, jakby była kluczem do tajemnicy życia.
- Czasem myślę, że mogłabym tu zostać na zawsze - powiedziała, wpatrując się w niebo.
- A jeśli świat będzie mnie potrzebował? - zapytałem półżartem.
- Wtedy pójdę z tobą - odpowiedziała bez wahania, a ja wiedziałem, że mówiła poważnie.
Były chwile, gdy zapominałem, kim jestem. Zapominałem o mroku, który przyniosłem na tę ziemię, o wojnach, które muszę stoczyć. Były chwile, gdy czułem się po prostu... człowiekiem. Zwykłym mężczyzną, który kochał niezwykłą kobietę.
W końcu jednak musiałem odejść. Noc, w której opuściłem Krainę Marzeń, była chłodna i cicha. Anna spała, a ja patrzyłem na jej twarz, próbując zapamiętać każdy szczegół. Wiedziałem, że czeka mnie droga pełna cierpienia, ale jej obraz miał być moim światłem w mroku.
Gdy odszedłem, czułem, jak moje serce pęka. Ale wiedziałem, że gdzieś tam, w Krainie Marzeń, ktoś na mnie czeka. I to dawało mi siłę, by walczyć dalej. By być Mrocznym Mesjaszem, którego świat potrzebował - nawet jeśli oznaczało to, że muszę poświęcić własne szczęście.
Tylko obserwowani przez użytkownika thevengefulone
mogą komentować na tym fotoblogu.
6 godz. temu
7 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
10 godz. temu
Wszystkie wpisy