Wyciszeniem spowolniony oddech wtapia się w bezgłos zmierzchu, lekko powiewającego po mym znużonym ciele...
Bezruch mych skulonych nóg przykrywa osuwająca się mgiełka zaciszenia, pogrążającego w zatrzymania myśli...
Zza szczeliną uchylonego okna nieustannie po niebiosach mkną wielogłosy gorejące, oddalaniem mienią w wyciszeniach...
Pomiędzy odchyleniem szyb przedziera się piorun, swym wystrzeleniem uderzając prosto w mą utuloną głowę...
Wyzwolony wybuch ton elektrycznych torped rozsadza temperaturą niebieskich słońc me nieruchome w rozpłynięciach serce...
Eksplozja bielą rozrywa odpływający umysł, powieki niemiłosiernie wyrywają się wytrzeszczając oczy blado wpatrzone w górę...
Opóźnionym powrotem nieoszczędzającego cierpień echa, grzmot wgryza się przestrzeniom spalanym...
Sztywno przetaczam się z lewej na prawą, napromieniowywany jasnością umarłą, wycie zaciska pięści...
Odskokiem podchwycającego błysku zrywa się me mętne ciało, puchniejącym dudnieniem przebijane rozrywającym wyładowaniem...
Zatapiam się rozpędzającym tangiem wygłodniałych emocji, me tchnienie zjadane pędzącymi wybuchami spięć...
Oceanami kroczę osuwającymi się nogami, klatka piersiowa ciskana spływającymi żarami, nie wahaj się tańczyć...
Powtórzonym ujęciem umysłu trwam wyciszeniem, okno zamknięte przeczuwającym krzykiem podbitego toku myśli...
Po czole spięcie przemknęło...