tak, tydzień był całkowicie zjebany i moje fatum przeszło na kolejny, a co tam :) zepsucie spodni do pracy, list z wyliczonym podatkiem mieszkaniowym, gleba na schodach przy klientach, zepsute ogrzewanie na okres 4 dni, wszechobecnie panujący wirusek, wkurwiający ludzie, a na zwieńczenie tych "cudownych" przygód- anginka ropna, z którą nie chciano mnie przyjąć w tutejszym ośrodku, więc trzeba było dokulać się do Blackpool. także teraz leczymy się penicylinką, więc święta na pełnym chillout'cie i oczywiście bezprocentowo. ach, jak cudownie, aż zaraz posram się kwiatuszkami ze szczęścia :) jedyna pozytywna rzecz, to bezwarunkowa oferta na studia, ale to dopiero połowa sukcesu.
po dziurki w nosie mam co chwilę pruszącego śniegu (choć i tak, dzięki Bogu, nie zostaje on na chodnikach dłużej niż kilkadziesiąt minut), ciągłego wiatru i wszystkich irytujących infekcji w powietrzu. można zwiariować! powiedzcie mi co poleciacie na odporność, bo oczywiście nie nazywałabym się Dąbrowska, gdybym nie łapała każdego choróbska.
ach, i lepiej wymyślcie jakąś fajną przygodę na maja jak przylecę, bo mi już urodził się w głowie pewien pomysł... :) (nie licząc grillowania na działkach, bo to takie obvious)
https://www.youtube.com/watch?v=_yCBMMb9RzM
if i can't have you baby- no one else in this world can.
uwielbiam i całuję,
wkurwiona Karola x