4 rok w warszawie. Szybko zlecialo. 1 ucieczka z domu. I ostatnia, pozniej bylo tylko gorzej. Gdyby wtedy ktos powiedzial mi ze tak sie stanie jak sie stalo i jest teraz, nie uwierzylbym. Zyje juz sam od ponad 6 miesiecy. Jest coraz lepiej. Jestem ciekaw co czeka mnie za rok. Zapewne ten rok bedzie jednym z lepszych. Postanowilem sobie dla siebie mej milosci pieniedzy i wszechswiata Nie pic i nie palic. I daje rade. Prawie 3 tyg bez alkoholu i ponad 2 bez papierosow. Tak chwale sie !! Ciekawe ile wytrzymam. Chodz juz teraz marzy mi sie piwo nad wisla w lato. Jutro praca w weekend takze. I tak do nastepnego piatku. Podwyzka jest takze mozna naruchac godzin jak to mowia :) Chociaz czuje ze w nastepna sobote umre i pewnie zalicze szpital z przemeczenia. Ale jakos trzeba sobie czas zapelnic i zarobic. Cofne sie teraz kilka zdan wstecz. Jes jak jest ok, znajomi sa i beda lecz inni. Myslalem ze znam spoko ludzi uwazalem ich za przyjaciol.... Lecz gdy przyszlo co do czego nagle znikli. I teraz o dziwo. Trzymam sie lepiej z ludzmi o ktorych myslalem ze tak nie bedzie. Troche dziwne to wszystko. Oczywiscie nie narzekam na swoje zycie. Moglbym narzekac na innych... Wiekszosc rzeczy zalatwiam sam. Sam biegam po urzedach sam robie zakupy sam wypelniam jakies pqpiery. Nikt mnie tego nie uczyl. I tutaj zadaje pytanie po co mi wiadomosc ze szkoly ze kangury sa gatunkiem endemicznym, jak wolalbym byc uczony rozliczania pitow ew wypelniania drukow do przelewu. Fuck logick. Lecz nie narzekam. Jest jak jest.