Bilety na nocny seans wyprzedane. W mojej glowie znowu kino, jednoosobowe. Wizje, wspomnienia, przeszlosc i przyszlosc mienia sie krzyczac swoim osobistym zlem. Noc znowu jest dniem a dzien jest zlem. Dzwiek slonca mnie wkurwia. Blask slonca zabija. Co ja bym dal zeby nie bylo slonca. Chcialbym zyc po ciemku, i latac w tej ciemnosci jak cma. Bezszeletnie na swych srebrnych ksiezycowych skrzydlach, Nad soba miec ksiezyc, gwiazdy, wielki woz, syriusza i kasjopeje. Czasem spotkac labedzia, lwa i wodnika. Zyc bez swiatla. Byc biala istota bez swiatla prawie martwa. Moje cialo jest juz tak przemeczone ze nie czuje zmeczenia. Nie chce snu, zmuszam sie do niego. Zeby rano toczyc batalie z mozgiem i zmeczonym cialem. Kawa znowu staje sie moja przyjaciolka. Stanie sie moim sniadaniem, obiadem kolacja. Autodestrukcja w kubku. Moglbym to nazwac soft anoreksja. Nostalgia mnie nie opuszcza. Zadomowila sie na dobre. To chore i smutne obludne i zmudne. Lubie ze jest, nie lubie ze u mnie. Sieje zamet w mej glowie. Przyszlosc przy niej ginie. Pamietam i nie zapomne. Ciekawi mnie fakt jeden. Kiedy upadne nie majac sily na wdech. Upadne i nie powstane. Runac na ziemie i roztrzaskac sie na kawalki. Zalac sie krwia. Wypluc mozg przez oczy. Powiesic sie na swoich zylach. I zyc jakby nic sie nie stalo.