---------- POZDRAWIAM ARMADĘ
Po długiej nieobecności wracam ponownie. Obiecałam sobie że nigdy nie zawieszę bloga, choć fakt faktem coraz bardziej go zaniedbuje.
Na usprawiedliwienie mogę dodać, że pełno jest zawirowań w moim życiu osobistym, pełno jest obowiązków mieszczących się w kategoriach ważniejszych niż dodanie nowego wpisu. Przeglądając czteroletnią historię strony, widzę, jak dojrzewam - bądź co bądź idę w tym roku do pierwszej klas liceum.
Wróciłam ze szpitala, powrócę do niego prawdopodobnie znowu z rozpoznaną tachykardią, omdleniami wazowagalnymi, zaburzeniami repolaryzacji lewej komory serca i, tradycyjnie, anemią. Nie ma to jak odpracowywać długie lata zapierdzielu bez spania, bez jedzenia, bez światła, tylko z piórem w ręu i nad zeszytem - zresztą mój wzrok też wiele pozostawia do życzenia i czasem już nie potrafię wypatrzyć Borysa w lesie / parku gdy ode mnie za daleko odbiegnie. Nie jest to jednak blog założony z celem rozpisywania sę o moich problemach zdrowotnych. No, ale muszę niestety trochę o tym pisać, bo zdrowie = pośrednio stały dostęp do Internetu i możliwość pisania w miarę składnych notek.
Dostałam w prezencie nowy aparat - cudo, kompat za 1000 złotych, a tak dobry jak prawdziwa lustrzanka. Niestety, pierwsza fotosesja (preferowanie w Parku Szczytnickim) dopiero po powrocie z corocznych sulejowskich wakacji - oczywiście moja amnezja sprawiła, ze cudeńka nie mam przy sobie.
Odpoczywam. Jestem biała jak ściana i schudłam 15 kilo (ale teraz nadrabiam). Do Sulejowa pojechałam głównie z myślą o wybieganiu Boriaka, w tym celu co drugi dzień jeździmy na spacery do przygłowskiego lasu. Niestety, nie mam siły na długie spacery...Za to pies, mimo że siódmy rok mu stuka ostro daje mi w kość.
Spotkaliśmy w szczytnickim whippeta - Totiego, czyli rodowodowo Banana Shaker Azarin. Tak się złożyło, ze chłopak ze znanej mi hodowli i pięknej amerykańskiej linii...dla takiej charciary jak ja nic, tylko się zakochać. Pani uradowana, rozmowa i spacer prawie dwugodzinny, wymienieni kontaktami czekamy na następną okazję do wspólnego biegania.
Ostatnio stwierdziłam, że w moim psie drzemie prawdziwy talent rzeźbiarski. Rzeźby powstają z przeżutych, wydartych z torebek - dyskretek, wyjętych z kosza na śmieci poprzez nastąpienie na klamkę podpasek - sztuka to dla mnie tyleż niezrozumiała, co ochydna, ale piesek - złodziej w wykonaniu bystry. Muszę za to pochwalić go za niezjedzenie kota sąsiadów którego zamknęliśmy na klucz w pokoju na czas mojego przesłuchania w muzycznej. Nieodpowiedzialni właściciele poszli na imprezkę, zostawili uchylone drzwi, kotek spierdzielił. Osrał nam mieszkanie i psa prawie o zawał przyprawił. Zdążył też wyjść na balkon i spaść z okna zanim został porządnie zamknięty. Eh.....
Mam straszną wenę do pisania. Jak nigdy chce mi się szkoły, spacerów, nauki (może dlatego że przez ten rok zwiedziłam całą sieć placówek polskiej służby zdrowia i właściwie tylko odpoczywałam). Siły tylko nie pozwalają. Pozostało wdychać płucami świeże łódzkie powietrze.
(No i yes! Pierwszy raz czerwony pasek, i podanie do dziewiątki złożone. Kolejne 20 minut zajebistego truchtu z siedmiokilogramowym plecakiem do szkółki dwa razy dziennie).
Na zdjęciu - Borys jako sześciomiesięczny szczeniak ma pierwszą pozowaną sesję z nieżyjącą już whippetką Maltą Lazarus. Więcej zdjęć można znaleźć w spisie ewidencyjnym polskich whippetów, gdzie jest dodany - www.whippety.topcharty.net, który prowadzi moja znajoma Kasia Matusik.
Inni użytkownicy: olejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetemkobekontakarolekrsgagi89plk
Inni zdjęcia: 127. atanaja patkigdja patkigdNiech Miłość Zawsze Zwycięża!!! mnilchasja patkigdja patkigdKlasztor Kamedułów bluebird11Ul schodowa felgebelZnak ogrodowy felgebelNapisy na scianie felgebel