DAY 7. - bilans
Śniadanie: żytni z ziarnem, serek z pesto i rukolą, zielona herbata.
II śniadanie: -
Obiad: 7 pierogów, czerwona herbata.
Podwieczorek: rozpusta po tygodniu ćwiczeń i braku słodyczy - czekolada na gorąco (miała pewnie z miliard kalorii, ale mi się należało :)
Kolacja: jogurt naturalny z dwiema łyżkami otrębów pszennych, pomarańczą i bananem.
Ćwiczenia: sprzątanie całego mieszkania (też chyba mogę zaliczyć do aktywności xD)
mel b rozgrzewka, na klatkę i plecy, rozciąganie,
przysiady 3x25,
półbrzuszki x50.
nożyce 2x50.
Ogólnie jestem z siebie dzisiaj zadowolona, mimo tej czekolady. Ale sądzę, że spaliłam ją w całości moimi dzisiejszymi ćwiczeniami. Powiem tak, gdybym nie rozdzieliła przysiadów na serie, nie dałabym rady, no niestety. Natomiast przy nożycach, o boże, pionowe jeszcze jakoś - poziome to już w połówce było cholernie trudno. Ale zagryzłam zęby i dobrnęłam do końca. Potem przez kilka minut leżałam ledwo żywa na podłodze bez siły do wstania. Natomiast teraz jestem z tego powodu dumna. :)
Hmm... A skąd bierze się mój optymizm? Stąd, że mimo miliona porażek w życiu, mimo tego, że mój ojciec jest chujem, którego chce wyrzucić ze swojego życia najszybciej jak tylko będę mogła, to przynajmniej udają mi się dwie rzeczy. Teraz ćwiczenia i zrzucanie kilogramów (schudłam około 1,5 kg w ciągu tego tygodnia) razem z robieniem brzuszka. No i wspaniali przyjaciele, którzy mnie wspierają. To mi daje najwięcej siły. :)