Chorowanie jest złe, ale..
Przebiegnij myślami do niedzielnego wieczora. Kiedy pedałowałaś ostatkiem sił ze Starego Gaju żeby nie wracać późną nocą.
Pędzisz pod wiatr , dostajesz gęsiej skórki, włosy zasłaniają widoczność oczom , a w oczach dalej żarzą się iskierki. W uszach leci Eddie Vedder i jego Society. Zaczynasz śpiewać razem z nim i cieszysz się beztrosko jak małe dziecko. Jeszcze dwa tygodnie temu płakaliście i zastanawialiście się nad sensem , a dziś cieszycie się mocniej niż na początku. Jest pięknie, cała reszta nie ma teraz znaczenia, jeszcze przez te kilkanaście kilometrów.. I w sercu przede wszystkim. Nie możesz doczekać się kolejnego weekendu, który przeciągnie się do całęgo tygodnia i który ma być jeszcze piękniejszy . Czy to w ogóle możliwe? Spełniają się wasze marzenia. Spełniasz swoje marzenia razem z nim. Co może być piękniejszego ? Przejeżdża dla Ciebie 100km rowerem i jeszcze złości się , że za długo , że powinien krócej jechać. To musi być coś! Cos potężnie wielkiego, albo coś wielce potężnego , tak czy siak jest ogromne i wiesz , że to miłość. Wcale nie przez pokonane kilometry, nie przez pikniki na strychu, nie przez rzucenie palenia czy żabkę uszytą własnoręcznie...po prostu czujesz to na każdym kroku i z dnia na dzień jest to pełniejsze. Już nie możesz się doczekać kolejnych porannych kaw razem , czytania książki , lepienia pierogów, jeżdżenia na rowerach w deszczu, robienia zdjęć, mówienia bólu bólu przejdź na mnie , autostopów, woodstocku, całej naszej listy marzeń i kolejnych punktów do realizacji.
Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść to przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy Tobie..